Na mocy dekretu wydanego 8.10.1939 r. przez hitlerowskie władze okupacyjne, Pomorze wraz z Wielkopolską i Śląskiem przyłączono do III Rzeszy. Ludność polską z tych terenów potraktowano jako „element wrogi”. Większość zamierzano zlikwidować bądź wysiedlić. Na jej miejsce mieli przybyć niemieccy osadnicy ze Wschodu.
<!** Image 2 align=right alt="Image 86128" sub="Wszyscy ci, którzy osobiście doświadczyli brutalności niemieckich wysiedleń bardzo boleśnie je wspominają do dzisiaj / Fot. Archiwum">Na Pomorzu wysiedlenia ludności polskiej przebiegały w dwóch etapach. Pierwszy rozpoczął się zaraz po wkroczeniu Wehrmachtu i trwał do końca listopada 1939 roku. Przeprowadzały go niemieckie władze lokalne bez uzgodnień z organami centralnej administracji Rzeszy. Na większą skalę w Gdyni i Gdańsku. Drugi zorganizowany i masowy etap wysiedleń zaczął się w 1940 r. Obejmował mieszkańców Bydgoszczy, Torunia, Włocławka i innych mniejszych miast. W pierwszej kolejności usuwano Żydów, przedstawicieli inteligencji, ziemian, właścicieli polskich fabryk i warsztatów. Zwykle nocą lub wczesnym rankiem. Wyrzuconych z domów mieszkańców Pomorza kierowano do obozów przejściowych w Potulicach, Toruniu i Smukale. Stąd zdrowych i silnych mężczyzn w wieku od 14 do 60 lat wysyłano na roboty do Rzeszy. Osoby starsze, kobiety i małe dzieci przesiedlano do Generalnej Guberni. Wszelki opór ze strony Polaków był krwawo tłumiony.
Droga do GG
- Przed wybuchem wojny mieszkałam wraz z rodziną w kamienicy przy ul. Gdańskiej w Bydgoszczy. Ojciec mój miał pochodzenie francuskie. Matka była Polką. Oboje pracowali. Żyło nam się w miarę dostatnio - wspomina Zofia Samsonowska, która została wysiedlona do Generalnej Guberni.
<!** reklama>5 wrześniu 1939 r. do Bydgoszczy wkroczyli żołnierze Wehrmachtu. Zaczęły się aresztowania, łapanki, publiczne egzekucje i wysiedlenia. - Pewnego jesiennego wieczoru 1940 r. obudziło mnie głośne tłuczenie kolbami karabinów do drzwi naszego domu. Żandarmi niemieccy w ciągu 15 minut kazali nam opuścić mieszkanie. Mogliśmy ze sobą zabrać jedynie bieliznę osobistą i dokumenty - mówi Zofia Samsonowska.
Mieszkania po Polakach były przygotowane dla nowo przybyłych osadników niemieckich. Rodzinę Samsonowiczów przewieziono do jakiegoś budynku przy ul. Świętojańskiej. Tam przetrzymywano ich 3 dni. Byli głodni i spragnieni. Potem niemiecka żandarmeria przewiozła ich na dworzec kolejowy. Tam rozdzielano rodziny. Ojciec Zofii Samsonowicz wraz ze starszym bratem został skierowany na ciężkie roboty w głąb Rzeszy. Ona i jej matka miały trafić do Generalnej Guberni. - Jechaliśmy towarowymi wagonami. W duchocie i ciasnocie. Bez wody i żywności. Podróż trwała około tygodnia. Wiele osób jej nie przetrwało. U celu z wagonów wyciągano zwłoki starców, kobiet i dzieci. Byłam wtedy zaledwie12-letnią dziewczynką...
W Generalnej Guberni Zofia wraz z mamą trafiły do gospodarstwa rolnego w podkieleckiej wsi Sobków. Tam zostały do wyzwolenia. Jej ojciec z bratem już nie wrócili...
Utracili cały majątek
- Miałem 9 lat. O świcie w maju 1940 r. zbudził mnie krzyk hitlerowskiego żandarma. Słychać było strzały i odgłosy silników ciężarówek. Zapłakana matka wiązała tobołek. Ojciec powoływał się na służbę w cesarskiej armii niemieckiej, jednak na nic to się zdało - wspomina Józef Dzikowski, przedwojenny mieszkaniec Pawłowa koło Chojnic, wysiedlony stąd w 1940 r. Najpierw tę rodzinę przewieziono do obozu przesiedleńczego w Toruniu. - Po kilku dniach znaleźliśmy się w bydlęcych wagonach w drodze do Generalnej Guberni - relacjonuje Dzikowski.
Po wyzwoleniu Dzikowscy zastali w rodzinnej wsi jedynie gołą ziemię. Wszystko musieli budować od podstaw. Nie otrzymali żadnego odszkodowania od rządu niemieckiego. Podobny los spotkał wielu Polaków wysiedlonych przez hitlerowców.
- Roszczenia finansowe wysiedlonych do Generalnej Guberni są w pełni uzasadnione, bo ci ludzie stracili wszystko, co posiadali przed wojną. Myślę jednak, że szanse na uzyskanie odszkodowań od rządu niemieckiego są niewielkie. Przez długie lata problem ten był traktowany zbyt marginesowo. Po części także przyczynili się do tego historycy, którzy zajmowali się głównie ofiarami eksterminacji. Dopiero głośna sprawa powojennych wysiedleń ludności niemieckiej ożywiła kwestie polskie. Tę niezwykle drażliwą sprawę koniecznie muszą rozwiązać rządy obu państw - uważa dr Maria Rutkowska, historyk z Instytutu Zachodniego w Poznaniu, autorka książki o wysiedleniach z Kraju Warty w latach 1939-1941.
Warto wiedzieć
Wysiedlenia na Pomorzu
W latach 1939-1943 na Pomorzu wysiedlono około 121765 tys. osób.
Na miejsce wysiedlonych sprowadzono z całej Europy około 130 tysięcy niemieckich osadników. Majątki ziemskie po zamordowanych i wysiedlonych Polakach przekazywano wyższym oficerom SS i Wehrmachtu.
Ludolf Werner von Alvensleben, dowódca Selbstschutzu na Pomorzu, otrzymał dwa wzorowe majątki w powiecie inowrocławskim - Rucewo i Rucewko. Jego kuzyn, dowódca inspektoratu II Selbstschutzu w Toruniu, Ludolf Jacob von Alvensleben, przywłaszczył sobie Płutowo i Szymborno w powiecie chełmińskim.