Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyszła zima, łyżew ni ma

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Ja, stary lis, dałem się złapać na lep propagandy. Uwierzyłem w piękną zimę i liczne atrakcje, jakie Bydgoszcz ma dla amatorów ruchu na psotnie szczypiącym policzki mrozie.

<!** Image 2 align=none alt="Image 185212" sub="Lodowisko na Wyżynach - nie dla ludzi o delikatnych uszach /Fot. Dariusz Bloch"><!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Ja, stary lis, dałem się złapać na lep propagandy. Uwierzyłem w piękną zimę i liczne atrakcje, jakie Bydgoszcz ma dla amatorów ruchu na psotnie szczypiącym policzki mrozie. Jako facet w sile wieku, świadom jego zagrożeń, wyśmienicie przedstawionych przez Piotra Gąsowskiego w skeczu o mężczyźnie po czterdziestce, wsiadającym do sportowego wozu, nie zdecydowałem się na snowboard.

<!** reklama>Po dokładnej lustracji górki w Myślęcinku, sprawdzeniu długości stoku i jego szerokości, pomniejszonej o teren zabrany przez snowpark, oraz przemnożywszy różnicę przez cenę nart, butów, wiązań, kijków, kombinezonu, rękawic, gogli, kasku, odpowiednich skarpet i bielizny pod kombinezon, tudzież przygotowania desek w ski serwisie, stwierdziłem, że iloczyn inteligencji mam wciąż za wysoki na to, by średnią krajową utopić w narciarskim ekwipunku, który za parę dni może spłynąć na dno szafy w garderobie wraz z pierwszym podmuchem wiosny.

Ale łyżwy - to jest właśnie sport dla faceta w sile wieku i przeciętnej sile portfela - o ile nie uprze się, by od razu zadawać szyku przekładanką w tył albo błyskawicznym hamowaniem w obłoku wyrywanych z tafli kryształków. Jako że facetowi w sile wieku niełatwo znaleźć towarzystwo do ruchowych zabaw na psotnie szczypiącym policzki mrozie, użyłem zaawansowanych technik argumentacyjnych, by przekonać do łyżwiarstwa osobę, na której najczęściej ćwiczę różne techniki, w tym argumentacyjne: żonę. O dziwo, opór trwał krótko. W rewanżu musiałem tylko wysłuchać opowieści o tym, że na studiach była tak wybitną łyżwiarką, iż wuefista pozostawiał jej kawałek ś.p. Torbydu, by kręciła, co chce, podczas gdy reszta grupy uczyła się podstawowych kroczków.

Od takich wspomnień już tylko krok do wyprawy do sklepu. Wyruszyliśmy na nią pokrzepieni gazetową reklama, z której wynikało, że niezłe łyżwy można kupić w cenie zaledwie kilkudziesięciu złotych. W końcu rynek mamy prokonsumencki, konkurencję w handlu ostrą, a w mieście przynajmniej pięć dużych sklepów ze sprzętem sportowym - tłumaczyłem żonie w samochodzie.

Zaczęliśmy od największego marketu sportowego w mieście - Decathlonu. Już przed wejściem przywitał nas regał łyżwiarski, zachęcający do skorzystania z promocyjnej okazji. Wkrótce okazało się, że była to ostatnia chwila złudzeń o wyższości kapitalizmu nad gospodarką centralnie sterowaną. Gdy dotarliśmy do działu łyżwiarskiego, okazało się, że przypomina on sklep mięsny w schyłkowych czasach Peerelu. Lśniły na nim pustawe haki - całkiem nagie w sektorach, na których powinny wisieć łyżwy z butami o najpopularniejszych rozmiarach. Żona na swoją nogę nie znalazła nawet plastikowych potworków, przypominających dyby. Na mnie pasowały jedynie chińskie hokejówki za dwie stówki.

Pierwsze śliwki robaczywki. Niestety, po nich drugie i trzecie jeszcze bardziej robaczywe. W sportowym sklepie w Focus Mallu nic nie znaleźliśmy w rozmiarze żony. W Galerii Pomorskiej - wygrzebaliśmy ostatnią parę pasującą na żonę, ale dla mnie z kolei nie było nic poniżej 350 złotych. Wróciliśmy więc do Fordonu po chińskie hokejówki za dwie stówki - i tak, kosztem straconych paru godzin, paru stówek i parudziesięciu kilometrów mamy podstawowy łyżwiarski rynsztunek. Choć może rozsądniej było poczekać do lipca, gdy w prokonsumenckim handlu pewnie zabraknie kąpielówek, za to łyżew będzie do wyboru, do koloru.

I tylko z bezpieczną jazdą na nowych łyżwach mamy teraz kłopot. Wybrałem się na rekonesans na Wyżyny, na jedyną sztuczną taflę lodu w mieście. Odpada. Ciasno. Poza tym żona ma delikatne ucho. Słuch zaginął natomiast o naturalnych lodowiskach, które za moich sztubackich czasów co zimę wylewał przy szkole niemal każdy woźny. Nie ma ich w okresie nauki i nikt ich nie zapowiada na czas nadchodzących właśnie ferii. W Światowym Dniu Bezpiecznego Internetu usłyszałem apele, by rodzice towarzyszyli dzieciom podczas zabawy komputerem. Taka też pewnie będzie ich główna rozrywka w dniach szkolnej laby. Bo gdzie mają pójść?

Żona i ja, przyznam się, łyżwiarską chcicę zaspokajamy w sposób mało pedagogiczny. Jeździmy po jeziorze Jezuickim. Kilometr na wprost od plaży w Pieckach, potem przez przesmyk na drugą część jeziora - i następny kilometr do cypla. Bajka. O, zimo, trwaj!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!