MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przychodziła do niej policja i komornik. Bo 20 lat temu ktoś nie przesłał papieru do USC

Wojciech Mąka
Wojciech Mąka
Hanna Piasecka pozwała do sądu... sąd. Za błąd sprzed ponad 20 lat
Hanna Piasecka pozwała do sądu... sąd. Za błąd sprzed ponad 20 lat Dariusz Bloch
Przez ponad dwadzieścia lat dla policji, komornika i sądów Hanna Piasecka wciąż była żoną byłego męża. Teraz bydgoszczanka domaga się 50 tysięcy złotych za niedbalstwo sądu orzekającego rozwód.

- To może się zdarzyć tylko w Polsce - mówi Hanna Piasecka. Przewraca stertę dokumentów z odpisami wyroków sądowych i kręci z niedowierzaniem głową. - Przez 23 lata dla urzędników i przedstawicieli państwa, mimo prawomocnego orzeczenia o rozwodzie, byłam zamężna...

Hanna Piasecka rozwiodła się w sierpniu 1989 roku. Życie potoczyło się dalej. W grudniu 2011 dostała informację, że jej były mąż zmarł. Pojechała na pogrzeb, bo wypadało. Po ceremonii konkubina byłego męża wręczyła Hannie Piaseckiej akt zgonu Mirosława Piaseckiego. - Stanęłam jak wryta - opowiada bydgoszczanka. - Wszystko niby się zgadzało, ale urzędnicy z Urzędu Stanu Cywilnego wpisali w akcie zgonu, że wciąż jestem żoną zmarłego!

Zaczęły się niemałe problemy, bo były mąż prowadził nie do końca legalne interesy. W mieszkaniu Hanny Piaseckiej zaczęli pojawiać się policjanci. Wypytywali, czy nie likwidowała przez przypadek firmy męża, bo na Górnym Śląsku toczy się śledztwo. - Rzeczywiście, sąd w Bełchatowie wezwał mnie do złożenia zeznań jako żonę zmarłego... - mówi Hanna Piasecka. Zalegał też z alimentami. W sumie dobre 100 tysięcy złotych z odsetkami. Piasecka jako formalna żona odpowiadała za długi. - Z kancelarii komorniczej dostałam informację, że postępowanie egzekucyjne zostaje wstrzymane, bo Mirosław Piasecki jest niewypłacalny - mówi kobieta.

- Wyglądało na to, że nikt formalnie nie wiedział, że Mirosław Piasecki nie żyje i że był rozwiedziony...
Jak do tego wszystkiego doszło? Dopiero w połowie ub. roku na wniosek Hanny Piaseckiej Sąd Rejonowy w Bydgoszczy stwierdził, że w USC... nie było odpisu orzeczenia o rozwodzie z 1989 roku. Obowiązek jego przesłania do USC należał właśnie do bydgoskiego Sądu Rejonowego.

Hanna Piasecka pozwała skarb państwa w postaci prezesa sądu rejonowego o odszkodowanie. Chciała 50 tys. zł za straty moralne i stracone nerwy. Wyrok już zapadł. Sąd przyznał, że doszło do naruszenia dobra osobistego Hanny Piaseckiej, a zachowanie sądu było „bezprawne i zawinione”. Sędzia nazwał postawę sądu „niedbalstwem”. „Nie można było żądać od powódki, że miała wziąć na siebie ten obowiązek (dostarczenia orzeczenia o rozwodzie - przyp. red.) czy też kontrolować jego wykonanie” - przyznał w uzasadnieniu wyroku Sąd Rejonowy. Ale potem jednak stwierdził, że naruszenie dobra osobistego nie było zbyt aż tak znaczące, a 50 tys. zł odszkodowania będzie kwotą przesadnie wysoką. I przyznał... 700 złotych.

- Siedemset złotych to 8 groszy za jeden dzień przez ponad dwadzieścia lat - mówi Hanna Piasecka. - Sądy niby są od stanowienia sprawiedliwości, ale tego nie robią. To nie był mój błąd, ale sądu...

Bydgoszczanka odwołała się od wyroku. Sąd Rejonowy starał się odrzucić apelację, żądając, aby Hanna Piasecka uzupełniła odwołanie o kwotę, jakiej się domaga...
W końcu sprawa trafiła do Sądu Okręgowego. Ten na początku roku uznał, że racja jednak jest po stronie bydgoszczanki. I cofnął sprawę odszkodowania do ponownego rozpatrzenia. Termin rozprawy jeszcze nie został ustalony. - I trwa to już dwa lata, bez rozstrzygnięć... - mówi Hanna Piasecka. Planuje skierowanie sprawy do Strasburga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!