Bydgoszczanka w trakcie rozwodu chciała kupić mieszkanie. Poszła je obejrzeć. Okazało się, że jego właścicielka to kochanka męża

Bydgoszczanka w średnim wieku dowiedziała się o zdradach męża. Postanowiła wnieść sprawę o rozwód. Ani ona, ani mąż, do czasu orzeczenia rozwodu nie mieli dokąd - i nie chcieli - się wyprowadzić z mieszkania razem kupionego, więc żyli pod jednym dachem. Uzgodnili wreszcie, że to żona wyprowadzi się, a mąż ją spłaci.

Kobieta zaczęła więc szukać innego mieszkania. Spodobała się jej oferta w tym samym mieście. Cenowo lokal także był w miarę atrakcyjny. Oferta mieszkania na sprzedaż była dostępna w biurze nieruchomości. Potencjalna klientka zadzwoniła do agencji i umówiła się z pośrednikiem na oglądanie mieszkania. Wiedziała tylko tyle, że samotna pani je sprzedaje.

Okazało się, że właścicielką mieszkania jest nowa miłość męża potencjalnej kupującej. Jeszcze aktualna żona mężczyzny widziała jego kochankę tylko raz. Wystarczyło, aby rozpoznała kobietę, chociaż nie w okolicznościach, których można by się spodziewać. Nowa wybranka tego pana także zorientowała się, kim jest oglądająca mieszkanie. Właścicielka chciała sprzedać swoje gniazdko i wprowadzić się do nowego partnera po tym, gdy jego żona je opuści. Do transakcji między paniami nie doszło.

Podobne zbiegi okoliczności się zdarzają. Kolejny przypadek, opisywany przez internautkę na lokalnej grupie: żona odebrała dzieci ze szkoły i przedszkola i pojechała z nimi do galerii handlowej. Mąż kobiety, zarazem ojciec jej dzieci, im nie towarzyszył. Był w delegacji. To znaczy: tak oznajmił rodzinie. Kłamstwo się wydało, ponieważ ślubna zauważyła go właśnie w centrum handlowym. Plus taki, że nie towarzyszyła mu inna kobieta. Potem tłumaczył, że żadnej delegacji nie było, nawet przez tych parę dni do pracy nie poszedł. Małżonek wziął urlop i wybrał się do swojej mamy, mieszkającej daleko od naszego regionu. Nie chciał przyznać przed żoną, że wybiera się do matki, bo one bardzo się nie lubiły. Postanowił więc w pewien sposób zakamuflować wyjazd.

Bywa i tak: nastolatek był wyjątkowo aktywny w mediach społecznościowych. Publikował zdjęcia z miejsc, które odwiedza. Wstawiał relacje i filmiki. Przez to jego mama miała kłopot. Kobieta poszła bowiem na tygodniowe zwolnienie lekarskie. Szefostwo myślało, że pracownica kuruje się w łóżku. Wydało się, że żadna choroba jej nie dopadła. Prawda wyszła na jaw, gdy syn kobiety wstawił do sieci zdjęcia z zagranicznego rodzinnego wyjazdu. Do jednej fotki zapozował z mamą - akurat na tle plaży. Rodzicielka wprawdzie konta na Facebooku nie posiadała, ale córka właścicieli firmy, w której kobieta była zatrudniona, miała jej syna wśród facebookowych znajomych. Rozpoznała go na zdjęciu i pokazała je swoim rodzicom, czyli szefom firmy. Tym, którzy byli przecież przekonani, że pracownica jest ciężko chora.