Rok temu świętowaliśmy 27 marca, za rok będziemy świętować 1 kwietnia, ale już za dwa lata - 21 kwietnia, co napawa mnie strachem i obawą. Swój postulat uzasadniam tęsknotą za zgodą narodową, nie tyle w pojęciu politycznym, co raczej - zwyczajnym, ludzkim. Nie chce mi się siedzieć nad jajeczkiem z ciocią naszprycowaną w TVP kilkudziesięcioma godzinami audycji o zamachu smoleńskim.
Ciocia ma dość popularną w pewnych kręgach tendencję do częstego używania słów, których kompletnie nie rozumie. Co jakiś czas te słowa się zmieniają. Niegdyś wszechobecny w domu cioci „multipleks” całkowicie zniknął z obiegu, kiedy kanał TV Trwam ojca Tadeusza został na nim umieszczony. Dodam, że ciocia sukcesu, którego jest współautorką, nie konsumuje, TV Trwam raczej nie ogląda, woli seriale o tureckich sułtanach i ich nałożnicach.
Po „multipleksie” słownik cioci wzbogaciło słowo „gender”. Nieopatrznie zapytałem kiedyś, co oznacza i ledwo przeżyłem przenikliwe przeszycie wzrokiem. „Diabła oznacza” - zdawkowa odpowiedź musiała mi wystarczyć. Teraz nie ma już „gendera”, ciocia zajmuje się od poniedziałku „bombą termobaryczną” i to właśnie mikstura greckich słów „therme” i „baros” będzie królować przy wielu wielkanocnych stołach. Wystarczyłoby przenieść Wielkanoc przed kolejną rocznicę katastrofy, a wtedy, być może, znów przy stołach porozmawialibyśmy o naszych zmartwieniach, radościach i nadziei płynącej ze Zmartwychwstania. Tego z serca życzę cioci, sobie i wszystkim czytelnikom dodatku „VIP”. Wesołych Świąt!