Prokuratura doliczyła się kilkunastu takich szkoleń. Tomasz P. miał na nich zarobić kilkadziesiąt tysięcy złotych. Najpierw wzięto pod lupę faktury, które w latach 2008-2010 firma MTS Tomasza P. wystawiała miejskiemu szpitalowi. Śledczy ustalili, że część szkoleń, za które P. brał kasę, w ogóle się nie odbyła, a część prowadzili bezpłatnie pracownicy ZUS w ramach swoich służbowych obowiązków.
[break]
Z prokuratorskich ustaleń wynika, że podobny proceder Tomasz P. uprawiał w latach 2005-2006, wyłudzając kasę za szkolenia w firmach z Sępólna Krajeńskiego, Inowrocławia i Bydgoszczy.
Na wczorajszej rozprawie P. przekonywał, że jego współpraca z bydgoskim szpitalem miejskim wyszła tej placówce na dobre. Popełniano tam mnóstwo błędów w dokumentach, związanych z odprowadzaniem podatku ZUS i gdyby nie jego pomoc, szpital płaciłby kary, a nawet mógł stracić unijną dotację.
W podobnym tonie zeznawała Anna Z., oskarżona o pomocnictwo w wyłudzaniu pieniędzy ze szpitala przez stwarzanie pozorów, że szkolenia faktycznie się odbywają, a firma MTS Tomasza P. jest legalna. Wczoraj Anna Z. przekonywała sąd, że Tomasz P. był dla miejskiego szpitala niczym mąż opatrznościowy, bo wyprowadził tę placówkę z „zusowskich” błędów. Ujawniła też, że to Krzysztof Tadrzak, były dyrektor miejskiej lecznicy (poprzednik Anny Lewandowskiej) - zlecił jej poszukanie firmy, która usprawni system rozliczania z ZUS.
- Dyrektor Tadrzak wyraził zgodę, by naczelnik Tomasz P. się zajął cyklicznym szkoleniem pracowników szpitala i zaakceptował koszty - zeznała. Przypomnijmy, że MTS kasowała za jednodniowe szkolenie w szpitalu od 4 do 4,5 tys. złotych.
Księgowa twierdzi, że szkolenia nie były fikcyjne, a swoją rolę w akceptowaniu faktur, wystawianych przez Tomasza P., umniejsza.
- Czasem P. dostarczał rachunki do sekretariatu szpitala i zdarzało się, że ja podpisywałam się pod nimi ostatnia, już po akceptacji dyrektora Tadrzaka - zeznała.
Przypomnijmy, że kiedy kopie fikcyjnych faktur firmy MTS trafiły do naszej redakcji i jako pierwsi ujawniliśmy, co i kto się za nimi kryje, reakcja byłego dyrektora miejskiego szpitala Krzysztofa Tadrzaka była taka: - Pierwszy raz słyszę, że Tomasz P. miał firmę, a my płaciliśmy za jej szkolenia! Anna Z., główna księgowa, przygotowywała mi stosy faktur do podpisu, więc mogły się znaleźć i te za szkolenia - oznajmił. Tłumaczył, że księgowej ufał i nie sprawdzał, co kryje się pod nazwą: MTS. - Gdybym wiedział, że pieniądze szpitala idą na konto firmy naczelnika ZUS, nigdy bym na to nie pozwolił, bo to brzydko pachnie - zaznaczył.
Wczorajsze zeznania Anny Z. mogą świadczyć o tym, że próbuje ona zrzucić odpowiedzialność na byłego szefa. Czy taka taktyka obronna się sprawdzi? Kolejna rozprawa w marcu