- Nie znam tych zeznań i nie mogę się do nich ustosunkować - mówi Renata Dębińska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. 9 maja kobieta złożyła w Prokuraturze Rejonowej Bydgoszcz-Południe zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przemocy psychicznej i fizycznej wobec byłych wychowanek Rodzinnego Domu Dziecka przy ul. Morszczukowej w Bydgoszczy. Przemocy miała się podobno dopuścić dyrektorka tej placówki Renata Wiszniewska, a za dowód przestępstwa mają posłużyć notatki psycholog Magdaleny W. z MOPS, sporządzone na podstawie jej rozmów z trzema wychowankami.
[break]
Jedna z nich to Agnieszka, od której psycholożka miała usłyszeć, że ciocia, czyli pani Renata Wiszniewska, obrzuca ją wyzwiskami typu „szmata” i „k ...”, co tak kształtuje jej charakter, że już nie reaguje na przezwiska w szkole.
To właśnie tę notatkę cytowała w maju anonimowa pracownica socjalna, udzielająca „wywiadu” jednej z lokalnych gazet. Wybuchł skandal, bo Renata i Czesław Wiszniewcy, od 13 lat prowadzący Rodzinny Dom Dziecka, nie zamierzali milczeć. - Zarzuty kierowane pod naszym adresem są wyssane z palca - oświadczyli i postanowili się bronić. Szło im kiepsko, bo słowa Wiszniewskich przeciw słowom i czynom urzędników, którzy podjęli decyzję o likwidacji Rodzinnego Domu Dziecka na Osowej Górze, okazały się zbyt słabe. Pisaliśmy o tym w publikacji „Trauma w domu dziecka” z 9 maja br.
- Dla dobra pani Wiszniewskiej, najlepiej byłoby o tej sprawie nie pisać, bo informacje, które posiadamy od usamodzielnionych wychowanek nie stawiają tej rodziny w dobrym świetle - mówiła nam wtedy dyrektorka MOPS. Sugerowała, że chodzi o drastyczne zachowania, więc prezydent jako pracodawca Wiszniewskiej natychmiast rozwiązał z nią umowę o pracę z art. 52. To się zmieniło. Renata Wiszniewska wystąpiła przeciw gminie Bydgoszcz z sądowym pozwem o przywrócenie jej do pracy i przedwczoraj...
doszło w sądzie do ugody
Umowa o pracę z Wiszniewską zostanie rozwiązana za porozumieniem stron, a pracodawca wypłaci jej 9 tys. zł odszkodowania.
- Poszłam na ugodę, bo placówkę, którą kierowałam, rozwiązano i nie mam gdzie wracać. Poza tym, proces mógł się toczyć nawet kilka lat, bo gminę stać na adwokata, a mnie nie - tłumaczy pani Renata.
Wiszniewscy twierdzą, że kochają to, co robią, więc złożyli w sądzie rodzinnym wniosek o utworzenie niespokrewnionej rodziny zastępczej dla dwóch podopiecznych: pełnoletniego Marcina i 16-letniego Radka. Marcin po ukończeniu 18 lat odrzucił propozycję zamieszkania w tzw. mieszkaniu chronionym, zaoferowaną mu przez MOPS. - Szkolny pedagog mnie przekonał, że jeśli chcę zdać maturę i iść na studia powinien zostać pod kontrolą cioci i wujka Wiszniewskich - tłumaczy. Ma zły przykład paru podopiecznych z ich domu dziecka, którzy po wyrwaniu się na wolność, przerwali naukę i popadli w kłopoty.
16 letni Radek po likwidacji Rodzinnego Domu Dziecka na Osowej Górze został przeniesiony do innej placówki. Chce wrócić do cioci i wujka Wiszniewskich, a w sądzie rodzinnym, który będzie o tym rozstrzygał, złożył takie zeznanie:
- Ciocia nie używa słów wulgarnych, nie wyzywa nas, a jak się zdenerwuje, to krzyknie jak każdy człowiek. Czasem wygoni nas do góry, żeby sobie posiedzieć i przemyśleć. Ja byłem zdenerwowany, że ciocię o takie coś posądzili. Jestem u niej od 12 lat i było mi przykro, jak tak o cioci powiedziano. Ja się u niej czuję bezpiecznie. Mnie...
panie z MOPS-u zniechęcały
do odwiedzania cioci. Mówiły, że ta sprawa będzie trwać latami i nie jest pewne, że tam wrócę. Ja przywiązałem się do cioci i kocham ją jak rodzinę. Chciałbym być u niej bez względu na wynik tej sprawy i nawet gdyby miała ją przegrać to chcę do tego czasu u niej być.
W tym samym sądzie zaznawała też 18-letnia Agnieszka, była podopieczna, która według psycholożki z MOPS miała się skarżyć, że ciocia Wiszniewska ją wyzywa od szmat i k...
- Było mi tam bardzo dobrze i nie chciałam z tego domu odchodzić. Czasem się z ciocią kłóciłyśmy, nie wyzywałyśmy się jednak. Ja nie składałam w MOPS żadnych wyjaśnień, ani nie zgłaszałam jakichś nieprawidłowości. Rozmawiałam z Laurą i ona twierdzi, że też nic takiego nie zgłaszała. Ja mam z ciocią i wujkiem dobre kontakty. Nie byliśmy wyzywani ani bici, a jedyną karą, jaką stosowali Wiszniewscy, był zakaz używania komputera - tak Agnieszka zeznała w sądzie.
- Naszym zadaniem jest dbanie o dobro dziecka i każde podejrzenia musimy zgłaszać w prokuraturze - tłumaczy dyrektor Renata Dębińska.
- Tajemnicą poliszynela jest, że chodziło o zlikwidowanie tej placówki, by poczynić oszczędności w miejskim budżecie i pozbyć się pyskatej Wiszniewskiej, która ciągle coś chciała dla swoich podopiecznych i nie kłaniała się w pas paniom z MOPS - podpowiadają nam wiewiórki z ratusza.
Wiszniewscy twierdzą, że na jednej z notatek psycholożki, dołączonych do zawiadomienia o rzekomym przestępstwie znęcania się nad podopiecznymi w ich domu, podano nieprawdziwą datę.
- Treść tej notatki wskazuje, że pani W. rozmawiała z Natalią w marcu ubiegłego roku, bo wtedy „podopieczna zamierzała się usamodzielnić”, a nie w marcu tego roku, jak podano w dokumencie przekazanym sądowi pracy i prokuraturze - wywodzą. - To jest interpretacja państwa Wiszniewskich - ripostuje Dębińska. Z Magdaleną W. nie udaje się nam porozmawiać, bo jest na urlopie.
- Śledztwo w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa przemocy psychicznej i fizycznej wobec byłych wychowanek Rodzinnego Domu Dziecka przy Morszczukowej przedłużono do 5 października, a to dotyczące zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa składania fałszywych zeznań przez dyrektorkę MOPS wszczęto 21 sierpnia - informuje prokurator Jan Bednarek.