[break]
Pomysł senator Jan Rulewski ujawnił w połowie minionego roku. Wizja i rozmach imponują. Chodzi - w dużym skrócie - o uruchomienie trasy turystycznej, ciągnącej się przez bydgoskie wzgórza (od placu Poznańskiego, Wyżyny, aż po jar przy ul. Sandomierskiej na Kapuściskach). Trasa to jednocześnie szlak, który ma być urozmaicony obiektami wypoczynkowymi - nie tylko wieżą widokową na Wzgórzu Wolności, ale jeszcze kołem młyńskim, które miałoby stanąć na wschodnim końcu szlaku -na Kapuściskach. W grupie, która promowała w połowie ubr. pomysł senatora, znalazły się nie byle jakie postaci - prof. Ewa Jendrzejczak z UT-P, Marek Magdziarz, prezes spółdzielni „Budowlani”, oraz działacz Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy Stanisław Krajewski. W 2015 roku na temat pomysłu rozmawiali bydgoscy radni województwa, m.in. Dorota Jakuta i Roman Jasiakiewicz. Efekty - oprócz poparcia pomysłu - żadne.
Problem polega na tym, że wykonanie inwestycji senator Rulewski zaplanował na... 17 lat, a koszty idą w miliony złotych. - Mówiąc językiem lat 80., poszarpaliśmy się z prezydentem Bruskim za szczęki w tej sprawie - mówi „Expressowi” Jan Rulewski. Jak twierdzi, prezydent Rafał Bruski początkowo miał być bardzo przychylny jego projektowi. - Byłem w Gdańsku, gdzie koło młyńskie na siebie świetnie zarabia i nie ma najmniejszych przeszkód, żeby tymczasowo pojawiało się w Bydgoszczy - prezydent już się na to zgadzał - mówi Jan Rulewski. - Potem nagle z tego poparcia dla powstania wzgórz bydgoskich zaczął się wycofywać. Przecież to nie jest problem wydania wielkich pieniędzy w sposób jednorazowy. To inwestycja rozłożona na lata.
Jak mówi senator, Rafał Bruski zaczął unikać z nim kontaktów. - Początkowo była zgoda na to, żeby choćby na przyszłym szlaku ustawić tablice informacyjne, które zwracałyby uwagę na przyszłą inwestycję - mówi. -Jak widać, nawet tablic nie ma.
Do biura senatora zgłaszają się też ponoć bydgoszczanie popierający pomysł. - Moja idea jest teraz taka, żeby zebrać podpisy od tych osób i skierować do ratusza petycję - mówi senator. - Wtedy, wobec oporu prezydenta, w sposób zgodny z prawem, Rada Miasta będzie musiała chociażby próbować dyskutować na ten temat. Zająć jakieś stanowisko.
Dlaczego Rafał Bruski nagle zaczął wycofywać się z popierania pomysłu Jana Rulewskiego, do końca i jednoznacznie nie wiadomo. Więcej światła na problem rzuca Anna Rembowicz-Dziekciowska, dyrektor Miejskiej Pracowni Urbanistycznej. - Pomysł senatora nie jest niczym nowym, a miasto od dawna myśli dokładnie o tym samym rozwiązaniu, na razie jednak w mniejszej skali - mówi dyrektorka MPU. - Chcemy ożywić coś, co popularnie nazywa się „ścieżką górską”. Ciągnie się ona od obecnej wieży ciśnień na wschód. Niestety, organizowanie wesołego miasteczka na terenach Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego jest nieporozumieniem. To pomyłka, nikt na to nie wyda zgody.
MPU już od dawna w swoim opracowaniu na temat zagospodarowania terenów zielonych i rekreacyjnych w Bydgoszczy zwraca uwagę na potencjał wzgórz. - To teren, na którym w promieniu pół kilometra jest największe nasycenie mieszkańców miasta, więc siłą rzeczy - Wzgórze Dąbrowskiego i „ścieżka górska” maja swój naturalny potencjał - mówi Anna Rembowicz-Dziekciowska. Jak podkreśla, realizacja pomysłu ratusza na ożywienie tego niewielkiego fragmentu wzgórz jest kwestią pieniędzy. Ale nie tylko…
- Kłopot tkwi w tym, że na tym ciągu terenów wiele działek jest w rękach prywatnych - mówi dyrektor MPU. - Miejskie grunty są poprzecinane gruntami prywatnymi. A na razie nie ma podstaw prawnych do tego, żeby wywłaszczać ich właścicieli.