PRZECZYTAJ:Nauczyciele protestowali pod Urzędem Wojewódzkim. Czego chcą od rządu? [zdjęcia]
W poniedziałek w 17 polskich miastach, w tym Bydgoszczy, odbyły się pikiety nauczycieli, które organizował ZNP. Pod Urzędem Wojewódzkim przy ul. Jagiellońskiej zebrał się spory tłum pedagogów. Uzbrojeni w gwizdki i transparenty z napisami, „Stop rewolucji w szkole”, „To jest dyktat nie reforma” czy „Gimnazja są super” manifestowali swój sprzeciw wobec zapowiadanych przez rząd PiS zmian w systemie oświaty.
- Likwidacja gimnazjów to krok wstecz - mówiła nam Anna Śmierzchalska, emerytowana od września nauczycielka chemii z Łabiszyna. - Nie tylko pedagodzy, ale i rodzice są zaniepokojeni tym, co wyprawia minister edukacji. Pracowałam w szkole 36 lat, ale takiej niepewności jak teraz jeszcze nigdy nie było.
- Zmiany w edukacji są potrzebne, ale nie w takim tempie. Obawiamy się o nasze miejsca pracy - wtórowała jej Katarzyna Barczyńska, nauczycielka języka polskiego z samodzielnego gimnazjum w Janikowie. - Wielu z nas ukończyło po trzy kierunki studiów podyplomowych. Teraz ma to pójść na marne!
Do protestujących wyszli wojewoda Mikołaj Bogdanowicz i kurator oświaty Marek Gralik. - Cieszymy się, że manifestacja przebiega w przyjaznej atmosferze. Nie gniewamy się na was - stwierdził wojewoda. W odpowiedzi usłyszał gwizdy i buczenie.
Chwilę później delegacja przedstawicieli ZNP, w skład której weszli Ryszard Kowalik, Róża Lewandowska i Jacek Kemski, udała się do gabinetu wojewody i na jego ręce złożyła petycję z żądaniami. - Prosimy ją przekazać pani premier, bo minister edukacji nas nie słucha - apelował Ryszard Kowalik, prezes Kujawsko-Pomorskiego Okręgu ZNP.
Zdaniem ZNP, w wyniku reformy pracę może stracić 37 tys. nauczycieli, 30 tys. pracowników oświaty i 7,5 tys. dyrektorów gimnazjów. Zmiany będą kosztowne, a wydatki spadną na samorządy. - Ta reforma dotknie wszystkie poziomy edukacji, a to odbije się uczniach - mówili protestujący.