Przypomnijmy, do zdarzenia doszło w poniedziałek około godziny 22.30. Wracające do domu dwie 18-latki przy Placu Wolności zostały zaczepione przez nieznanego mężczyznę. Sypnął on w ich kierunku nieznaną substancją trafiając jedną z nich w twarz. Spowodowało to u pokrzywdzonej podrażnienie twarzy i oczu.
Przestraszone dziewczyny uciekły na pobliska zatoczkę autobusową. jedna z nich wsiadła do autobusu, jej koleżanka do taksówki. Mężczyzna próbował jeszcze zaczepiać dziewczynę siedzącą w taksówce. Jednak po zdecydowanej reakcji taksówkarza uciekł. Taksówkarz odwiózł przestraszoną nastolatkę do domu, jej koleżanka odjechała autobusem i z przystanku odebrała ją mama.
Razem zgłosiły się do szpitala oraz zawiadomiły policjantów. Funkcjonariusze bezpośrednio po zgłoszeniu wspólnie z pokrzywdzoną i jej matką sprawdzili okolice, gdzie doszło do zdarzenia. Na miejscu oraz w jego pobliżu nie napotkano mężczyzny, nie znaleziono również żadnych śladów.
- Po przyjęciu oficjalnego zawiadomienia funkcjonariusze kontynuowali ustalanie tożsamości mężczyzny oraz wyjaśnianie okoliczności zdarzenia - mówi kom. Adam Szeląg, rzecznik KMP w Rzeszowie. - Przesłuchali w tej sprawie świadków, powołali lekarza biegłego, a zabezpieczony od pokrzywdzonej szalik przesłali do badań laboratoryjnych. Jednocześnie kryminalni przeglądali zapisy z kamer monitoringu, które mogły zarejestrować zdarzenie i pomóc w ustaleniu tożsamości mężczyzny.
Biegły określił obrażenia jako lekkie. W piątek policjanci otrzymali wstępną informację o wynikach badań laboratoryjnych. Na szaliku nie wykryto żadnej substancji.
Rzecznik mówi, że absolutnie nie kończy to pracy policjantów, którzy dalej pracują nad ustaleniem mężczyzny odpowiedzialnego za zaatakowanie dziewczyn.
Zobacz też: Na tropie bandyty z placu Wolności