https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polacy chwytają za szable

Na co dzień są nauczycielami, elektrykami, studentami, lekarzami albo emerytami. Ale z nadejściem maja w strojach sarmackich albo średniowiecznych uruchamiają wehikuł czasu.

Na co dzień są nauczycielami, elektrykami, studentami, lekarzami albo emerytami. Ale z nadejściem maja w strojach sarmackich albo średniowiecznych uruchamiają wehikuł czasu.

<!** Image 3 align=right alt="Image 123194" sub="Trwa moda na odtwarzanie historycznych bitew. Zastępy rycerzy pojawiają się od kilku lat pod Koronowem / Fot. Archiwum">Trudno powiedzieć, ilu Polaków bawi się dzisiaj w odtwarzanie historii. Nie sposób policzyć bractw rycerskich i grup rekonstrukcyjnych, które aktualnie w Polsce działają, ale pewne jest, że mamy do czynienia z fenomenem na dużą skalę. Na stronie internetowej Wielkie Spisywanie Roberta Bagrita, poświęconej grupom rekonstrukcji historycznej, jeszcze cztery lata temu zgłoszonych było około 370 rozmaitych bractw rycerskich. Aktualnie liczba ta przekroczyła pół tysiąca i można się spodziewać, że nadal będzie rosła.

- Są miasta, w których działa po kilka grup - mówi 25-letni Michał Nowakowski z Grudziądza, prywatnie student informatyki, dla wtajemniczonych komtur Bractwa Rycerskiego Komturii Grudziądzkiej.

Na Grunwald

Za dwa tygodnie jego drużyna, licząca 17 osób, rozbije swoje rycerskie namioty w Radzikach Dużych, by wziąć tam udział w dwudniowej inscenizacji bitwy. Potem uczynią to, co większość współczesnych rycerzy z całej Europy zwykła od kilku lat czynić na początku lipca - ruszą na Grunwald, gdzie zostanie odegrane jedno z największych przedstawień, naśladujących średniowieczną bitwę. Pojawi się tam ponad tysiąc osób w strojach z epoki, by przez tydzień koczować na polach pod Grunwaldem, udając, że czas cofnął się do roku 1410. Będą spać na słomie w lnianych namiotach, jeść strawę przyrządzoną w kociołkach, ubrani od stóp do głów będą paradować po obozowisku, tańczyć, śpiewać - niektórzy z malutkimi dziećmi.

<!** reklama>- Niestety, w tym roku występuję po stronie polskiej. Przekupili mnie - śmieje się Grzegorz Orenkiewicz z Chełmna, z wykształcenia technik mechanik maszyn górnictwa podziemnego, z zamiłowania rycerz, dowódca Chorągwi Ziemi Chełmińskiej i Chorągwi Hetmańskiej. W sile ośmiu koni ruszy ze swoją drużyną na grunwaldzkie pola. Konie, jak zwykle, pożyczą od współczesnych ułanów z Chełmna, bo swoich jeszcze nie mają. Mają za to zbroje, miecze i namioty.

- Zamówiliśmy niedawno wielki dziesięcioosobowy namiot. Kosztował pięć tysięcy złotych - mówi Orenkiewicz. Ma 40 lat, pracuje w dziale marketingu prywatnej firmy. Rycerstwem zaraził się 10 lat temu. Na imprezy jeździ razem z córką i synem, którzy wciągnęli się tak jak on. Jedynie żona nie daje się namówić na średniowieczne koczowanie w obozowisku.

- Ale nas wspiera i kibicuje - mówi chorąży Orenkiewicz. Przyznaje, że z rozpoczęciem sezonu rycerskiego znika z domu niemal w każdy weekend. - Wróciliśmy ze Szczecina, gdzie odtwarzaliśmy bitwę morską na galeonach. Teraz będzie Grunwald, tydzień później oblężenie Malborka, dalej turniej w Gniewie i tak aż do września - wylicza.

Alicja Sommer, autorka oryginalnej pracy magisterskiej poświęconej genezie ruchu rycerskiego w Polsce, podaje, że pierwszy turniej zorganizował Zygmunt Kwiatkowski, zwany „Kasztelanem”, dyrektor zamku w Golubiu-Dobrzyniu. Był rok 1977, nie wolno było eksponować symboli religijnych, trzeba było uważać na wszelkie podteksty, które władzy źle mogły się kojarzyć. Stroje i umiejętności walczących były mniej niż skromne.

Sztuka władania szablą

- Dziś istnieje tyle bractw, że trudno policzyć. W dodatku następuje specjalizacja. Jedni odtwarzają wczesne średniowiecze, inni wiek XV albo późniejsze czasy - wyjaśnia Grzegorz Orenkiewicz.

- W samej tylko Bydgoszczy działa kilkanaście grup, ale prężnych jest pięć - mówi Krzysztof Kozłowski z Kujawskiej Braci Szlacheckiej. Jest nauczycielem historii. Razem z grupą dwudziestu podobnych sobie pasjonatów odtwarza czasy sarmackie, czyli wiek XVII. Uczą władania szablą, śpiewają dawne pieśni, kultywują sztukę wznoszenia toastu, urządzają kaskaderskie pokazy. - Proszę mi wierzyć, mroki średniowiecza nie były tak wesołe jak czasy Polski szlacheckiej. Bawimy się w to całymi rodzinami. W tym sezonie byliśmy już na pięciu imprezach - dodaje.

Zabawa w odtwarzanie historii nie ogranicza się do ubierania się w stroje z epoki. Dzisiejsze bractwa, w większości mające osobowość prawną, piszą statuty, z których wynika, że nie tylko chcą odtwarzać, ale i uczyć, przy okazji zarabiając. Wiele z nich organizuje pokazy dla szkół, zakładów pracy i na prywatne zlecenie. Może to być rycerski szpaler na ślubie, pokaz walki na oficjalnej imprezie, występ na weselu albo tak zwana żywa lekcja historii.

- Jeździmy na odpusty i festyny. Za taki pokaz dostajemy od 1000 do 1500 złotych - mówi Grzegorz Orenkiewicz.

- Od szkół nie bierzemy nic. Co innego, gdy zgłasza się jakaś firma - tłumaczy Krzysztof Kozłowski. Jego grupa jest w stanie zainscenizować porwanie panny młodej i tak wyszkolić przyszłego małżonka, by umiał ją odbić, przekonująco posługując się szablą.

Warto wiedzieć

Pierwszy turniej rycerski w Polsce zorganizował w 1977 roku Zygmunt Kwiatkowski, dyrektor zamku w Golubiu-Dobrzyniu.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski