MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pokój z widokiem na estakadę

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
O gustach się nie dyskutuje, tylko... buduje. Taka złota myśl przyszła mi do głowy po lekturze artykułu w „Expressie” o tym, że obok hali „Łuczniczka” stanie w Bydgoszczy najwyższy, 18-piętrowy budynek mieszkalny.

<!** Image 2 align=none alt="Image 193725" sub="Tu stanąć ma najwyższy wieżowiec w mieście [Fot.: Tomasz Czachorowski]"><!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >O gustach się nie dyskutuje, tylko... buduje. Taka złota myśl przyszła mi do głowy po lekturze artykułu w „Expressie” o tym, że obok hali „Łuczniczka” stanie w Bydgoszczy najwyższy, 18-piętrowy budynek mieszkalny.

Lokalizacja ma oczywiste atuty - niemal w centrum, a mimo to wokół sporo zieleni i malownicza rzeka. Jako że część mieszkalna rozciągać się ma dopiero od czwartego piętra wzwyż (nad restauracją i garażami), jest nadzieja, że komary do szczęśliwych lokatorów nie dolecą. Kto obejmie pomieszczenia z oknami od wschodu, będzie miał za nimi obrazek jak z widokówki - na spokojne zakole Brdy.

<!** reklama>Atoli z przeciwnej strony okna wychodzić będą na inwestycję dekady w Bydgoszczy, czym jest budowa Trasy Uniwersyteckiej na Wzgórze Wolności, z najwyższym pylonem sterczącym aż na 70 metrów pod niebo. To dopiero może być atrakcja. Budzisz się na dziesiątym piętrze, odsłaniasz żaluzje, a za nimi... taksówka. Coś na kształt sceny z „Piątego elementu” Luca Bessona.

Będzie to atrakcja podwójnie unikatowa, bo - jak wyczytałem w tym samym artykule - bydgoscy urbaniści nie przewidują w pobliżu centrum wielu budynków wyższych niż czterokondygnacyjne. Ze względu na dość niskie ceny gruntów byłyby to ponoć wydatki nieuzasadnione. I taki punkt widzenia trochę mnie martwi.

Wiadomo, że w budownictwie mieszkalnym najdroższe są stropy. Tanie, jedno- czy dwukondygnacyjne budowanie jest jednak zabójcze dla natury. To, czego nie schowamy w ziemi albo nie wyciągniemy w stronę słońca, zabierze przestrzeń jakiegoś zieleńca, placu zabaw czy kortu tenisowego. I jeśli miasto zezwoli na tańszą dla inwestora, lecz kosztowną dla pozostałych bydgoszczan niską zabudowę, to za kilkadziesiąt lat zielone zakola Brdy można będzie podziwiać wyłącznie na starych widokówkach.

Upór ludzi, by zamieszkać blisko śródmieścia, rozumieją ci, którzy do śródmieścia codziennie, z mozołem, muszą docierać. Ile czasu marnuje się z powodu komunalnych zapóźnień, dobrze ocenić można właśnie teraz, w wakacje, gdy ruch znacznie osłabł. W moim przypadku - jadącego na Warszawską od Jana Pawła II - oznacza to codzienną oszczędność mniej więcej połowy godziny (po kwadransie w każdą stronę). W dziesięć niewakacyjnych miesięcy bywam w pracy średnio 250 razy, co daje 125 zmarnowanych godzin w roku. Czyli ponad pięć dni. Komu nie przydałoby się pięć dni dodatkowego urlopu, ręka do góry. Nie widzę. A przecież mogłoby być jeszcze lepiej i taniej. Tydzień kończącego się lipca spędziłem na zwiedzaniu Hamburga. Jest to miasto liczące obecnie 1,8 mln mieszkańców, zatem pięć razy więcej niż Bydgoszcz. Dojazd do centrum z opłotków kolosa okazał się tam fraszką. Goszcząca mnie i żonę rodzina Polonusów mieszkała w przytulnym małym domku zaledwie pięć minut od zjazdu z autostrady. Od ich domku pięć minut - ale spacerkiem - trzeba było przedreptać do stacji metra. Całodzienny bilet uprawniający do przejazdu wszystkimi liniami metra, szybkiej kolei podmiejskiej, autobusowymi, a nawet pływania stateczkami w ramach komunikacji publicznej odbywającymi rejsy po Łabie kosztuje 5,6 euro, to jest mniej niż wynosi licha stawka godzinowa dla Polaka pracującego na budowach w Niemczech. Z biletem w try miga zakupionym w automacie na powierzchni zapuszczamy się w czeluść, na perony, gdzie na pociąg nie czeka się dłużej niż pięć minut. A potem 20 minut miłego kołysania w klimatyzowanym wagonie - i wynurzenie w śródmieściu albo przesiadka na inną linię. Trudno się dziwić, że przeciętny hamburczyk w dzień powszedni auto pozostawia w garażu lub używa go tylko do krótkiej podróży pod przestronny, często zadaszony parking przy najbliższej stacji kolejki. Ba, ale hamburskie metro powstało równo sto lat temu. Otwierał je jeszcze kajzer Wilhelm II - podobnie jak inny cud techniki z tamtego okresu: blisko 500-metrowy tunel pod nurtem Łaby w stylu art deco, będący do dziś także jedną z atrakcji turystycznych miasta. Następnym pokoleniom łatwo już było rozwijać dzieło, rozciągając podziemną pajęczynę wraz z rozbudową miasta. Nawet dywanowe bombardowania aliantów metru i tunelowi nie zaszkodziły.

W Bydgoszczy Niemcy nie byli przed I wojną skłonni do tak perspektywicznych inwestycji. Dlatego dziś pozostaje nam czekać na tramwaj do Fordonu. Oby naprawdę był szybki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!