Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oryginały i kwaśne dropsy

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Toruński Uniwersytet Mikołaja Kopernika próbuje odbić rynek studiów podyplomowych i niestacjonarnych (wcześniej: zaocznych), w sporej części zawojowany przez prywatne szkoły wyższe.

<!** Image 2 align=none alt="Image 220634" sub="Plakat i współtwórca kontrowersyjnej kampanii UMK, Aleksander Anikowski [Fot. Jacek Smarz]">

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Toruński Uniwersytet Mikołaja Kopernika próbuje odbić rynek studiów podyplomowych i niestacjonarnych (wcześniej: zaocznych), w sporej części zawojowany przez prywatne szkoły wyższe.

Robi zatem dokładnie to samo, co większość państwowych uczelni w obawie przed niżem demograficznym. Różnica polega na tym, że gdzie indziej uczelniana generalicja unika bezpośredniej konfrontacji z prywatnymi wojskami. Nie wytacza reklamy porównawczej, a popularnym sposobem ograniczania potencjału rywala jest pozbawianie go kadry oficerskiej. Stąd coraz bardziej rygorystyczne zakazy podejmowania służby u konkurenta na drugim etacie.<!** reklama>

UMK poszedł dalej. Batalię o płatne studia zaplanował w tym roku pod hasłem „Wybierz oryginał, a nie podróbkę”. Pomysł na kampanię reklamową kopernikańskiego „oryginału” toruńska gazeta „Nowości” przedstawia następująco: „Główny bohater tej kampanii, Kwaśny Drops z buźką w podkówkę, był kiedyś uśmiechniętą Słodką Miętówką, ale w jego życiu wydarzyła się tragedia. Skończył tanie, pozbawione wartości studia w Wyższej Szkole Tego i Owego i odkrył, że to podróbka”.

Kij włożony w mrowisko wypalił. Na szefa promocji UMK i jego generałów w rektoracie spadła nawała ogniowa. Oficjalne razy, w duchu „szef i jego zleceniodawcy tkwią w poprzedniej epoce”, zadało dowództwo jednej z prywatnych uczelni w Toruniu. Nieoficjalnie natomiast, na Facebooku, obsobaczyła taki lans uniwersytetu szara piechota UMK.

Czy słusznie? Nie jestem pewien. Z jednej strony, szlachectwo zobowiązuje i hrabina Hermenegilda Kociubińska nie powinna szarpać się za kudły z maglarką. Z drugiej strony, w świecie nauki dążenie do prawdy i odwaga jej głoszenia są cnotami kardynalnymi. Atoli pod warunkiem, że odważnie głosimy szczyrą prawdę, a nie tyż prawdę lub, o zgrozo, g... prawdę. I tu ja, absolwent UMK z poprzedniej epoki, mam dziś umysł i serce w rozterce.

Dumny oryginał, wabiący klientów słodkimi miętówkami, tłumaczy, że studenci i słuchacze - wprawdzie za nieco wyższą cenę - otrzymają najwyższą jakość nauczania. Najwyższa jakość musi kosztować - także świadczeniodawcę. UMK jest zadłużony po uszy. Przed wakacjami jego dług przekraczał 23 mln złotych. Pomyśli ktoś: najlepsza kadra plus najlepsze wyposażenie równa się ciężkie pieniądze po stronie wydatków.

Otóż niekoniecznie. Pokażę to na własnym przykładzie. W kończącym się za 10 dni roku akademickim zgodziłem się się przeprowadzić na UMK krótki, 15-godzinny cykl zajęć specjalizacyjnych na studiach magisterskich, w układzie po dwie godziny tygodniowo. Jakie warunki zaproponowały mi, facetowi z doktoratem, potężnym doświadczeniem i sporym dorobkiem w dziennikarskiej pracy, szlachetne służby finansowe toruńskiego oryginału? Brutto 40 zł za godzinę, bez zwrotu kosztów dojazdu.

Dla porównania, jest to 80 proc. wynagrodzenia oferowanego przez bydgoski Uniwersytet Kazimierza Wielkiego i około 57 proc. kwoty, którą za godzinę pracy adiunkta najczęściej oferują prywatne uczelnie w regionie. Jestem wprawdzie doktorem nauk humanistycznych, lecz z pomocą kalkulatora jakoś radzę sobie z rachunkami. Dystans z Bydgoszczy do Torunia i z powrotem to nie mniej niż 90 km. Moje auto spala na trasie około 7 litrów na setkę. Litr benzyny 95-oktanowej kosztuje nie mniej niż 5,60 zł. Gdy to sobie pomnożymy i dodamy, otrzymamy koszt podróży na moje zajęcia w Toruniu: 35,38 zł, nie licząc kosztów amortyzacji samochodu.

Podróż tam i z powrotem zabiera minimum półtorej godziny. Każdego tygodnia zajęć de facto przepracowywałem więc cztery godziny lekcyjne, za każdą z których UMK wspaniałomyślnie oferował mi około 11 złotych brutto. To ma być stawka dla bezkonkurencyjnej kadry akademickiej oryginału? Wypłaty zaś, mimo że ostatnie zajęcia odbyłem zaraz po Wielkanocy, nie doczekałem się do dziś. By czytelnicy nie pomyśleli, że jestem skończonym frajerem, dodam, że na poprowadzenie tych zajęć zgodziłem się wyłącznie ze względu na dług wdzięczności, jaki mam wobec tamtejszego dyrektora instytutu.

Kandydatom na Słodkie Miętówki radzę dokładnie wypytać w punktach rekrutacji UMK, na co uczelnia przeznaczy pobierane od was czesne. Czy aby nie przede wszystkim na chów cynicznych i skąpych biurokratów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!