Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podejrzany szedł „w zaparte” twierdząc, że jest niewinny. Pomimo tego poszedł za kratki na ponad rok

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Spichrze nad Brdą
Spichrze nad Brdą Dariusz Bloch
Sprawa ta była swego czasu w Bydgoszczy bardzo głośna. Rzadko w końcu się zdarza, aby niewinny człowiek trafiał do pudła.

Ulica Nakielska, mimo sporego ruchu w dzień, uważana była w międzywojennej Bydgoszczy za jedną ze spokojniejszych i najbardziej bezpiecznych arterii miasta. Nie tylko z uwagi na sąsiedztwo Kanału Bydgoskiego, ale również z racji willowego charakteru dzielnicy. Do przestępstw dochodziło tu rzadziej niż w innych częściach miasta.
[break]

Mieć taką matkę...

W jednym z domków przy Nakielskiej mieszkało starsze małżeństwo Schultzke. Byli bezdzietni. Henryk Schultzke, emerytowany kolejarz, uważany był za bogatego dusigrosza, o czym wieść krążyła po Wilczaku. W ciepłą czerwcową noc 1932 r., po wycięciu otworu w szybie okna na zapleczu domu, podczas snu właścicieli, do domu dostali się rabusie. W trakcie przeszukiwania szaf, złodziei zaskoczył na gorącym uczynku Henryk Schultzke. Wystraszony zamaskowany osobnik w najgłębszym strachu sięgnął po rewolwer i strzelił do właściciela domu, który upadł. Na ten widok raban podniosła żona Henryka. Inny złoczyńca przewrócił ją na podłogę i usiłował zatkać usta, ale dzielna kobieta nie poddała się. Wystraszeni włamywacze wzięli nogi za pas, zabierając jako jedyny łup... latarkę.

Henrykowi Schultzke nic poważnego się nie stało. Policja wszczęła śledztwo. Dopiero po pół roku przypadkowo udało się jej natrafić na charakterystyczną latarkę, własność małżonków Schultzke. Schowana była w szopie na podwórku posesji, gdzie mieszkał znany już policji włamywacz Jan N. Aresztowany i postawiony przed sądem, nie umiał dowieść swojej niewinności, choć szedł całkowicie w zaparte. Twierdził, iż latarkę znalazł w parku nad kanałem. Podczas procesu jednak Jana N. jako jednego z włamywaczy rozpoznał Henryk Schultzke. W tej sytuacji Sąd Okręgowy skazał Jana N. na karę 10 lat pozbawienia wolności, ponieważ nie przyznał się do winy i nie wydał żadnego ze swoich rzekomych kompanów.

Mniej więcej rok później do komisariatu przy ul. Dworcowej zgłosiła się Jadwiga G. Jej opowieść postawiła na nogi niemal całą bydgoską policję. Kobieta stwierdziła bowiem, że przez cały rok gryzło ją sumienie, iż siedzi w więzieniu niewinny człowiek. Jak twierdziła, to nie Jan N. dokonał napadu na dom przy ul. Nakielskiej, ale... syn Jadwigi, Ludwik, razem z trójką swoich kompanów: Henrykiem P., Franciszkiem G. i Florianem W. Niebawem wszyscy trzej dzięki wskazówkom kobiety zostali zatrzymani i aresztowani.
Jak okazało się w śledztwie, do domu małżonków Schultzke weszli Henryk i Florian. Franciszek wyciął tylko otwór w szybie, a Ludwik stał na czatach.
Najadł się gwoździ i szkła

Florian, recydywista, poszukiwany listem gończym uciekinier z więzienia w Tarnowskich Górach, w bydgoskim areszcie popełnił samobójstwo, połykając dużą porcję gwoździ i stłuczonego szkła. Niejasna była także przed procesem sytuacja Franciszka P. Jako narkoman (określany był „nałogowym morfinistą”) musiał zostać zbadany przez biegłych, czy jest w pełni odpowiedzialny za swoje czyny. Powołani przez sąd psychiatrzy orzekli pełnię władz umysłowych podsądnego.

Podczas procesu, do którego doszło 1 marca 1934 r. Henryk P. skazany został na 8 lat pobytu za kratami. Franciszek G. dostał karę 5 lat, a Ludwik G. tylko 6 miesięcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!