Kontrole kierowców w pobliżu kąpielisk to rutyna. Nawet na leśnych drogach dopuszczonych do ruchu można się natknąć na policjanta. Gorzej z kontrolami tych, co na wodzie. Podejrzewam, że nasza policja nie za wiele ma na to sił i środków. Jej wysiłki też na wiele się nie zdają, bo nie mają społecznego wsparcia.
Edukacja Polaków do walki z pijanymi kierowcami przynosi pewne efekty. W wielu domach nie przymyka się już na to oka. Z piciem nad wodą jest u nas inaczej. Piwo wypite na plaży przed wejściem do wody nie wywołuje sprzeciwu rodziny, ani tym bardziej obcych ludzi. Nie reagują także pracownicy knajpek nad wodą, podający procentowe trunki.
Jakbyśmy zareagowali, gdyby w barze na stacji benzynowej ktoś machnął dwa jasne pełne i potem usiadł za kółkiem? Bardzo prawdopodobne, że ktoś zanotowałby numer rejestracyjny i zadzwonił pod 997. A ile osób skłonnych byłoby podobnie postąpić, gdyby ten sam delikwent po dwóch dużych jasnych wskoczył do kajaka razem z żoną i dzieckiem? Podejrzewam, że niewielu. Mimo że tego w kajaku, zwłaszcza gdy nie płynie sam, również można uznać za potencjalnego zabójcę.
