Do kategorii cierpienie wpisać można z pewnością żywot psa miejskiego, szczególnie dużego, który trzymany w bloku, albo nawet kamienicy, nie ma szans na wyhasanie się na trawie czy jakichkolwiek chaszczach. Bo na wszystko łapę kładą Unia i ratusz.
Gdzie się człowiek z psem nie obejrzy, tam rewitalizacja, zakazy, nakazy, regulaminy i uchwały.
No pewnie, każdy by chciał leżeć albo spacerować po pięknej trawie, bez ryzyka, że w coś mokrego albo bardziej konkretnego wdepnie, ale jak się chce mieć psy, to trzeba dla nich znaleźć miejsce w uchwale, i kawałek ziemi (jeden to za mało) do drapania, kopania, siusiania i innych atrakcji wyciąć z tzw. miejskiej tkanki.
Pewne jest, że gdy nawet będą takie miejsca, ten i ów właściciel zostawi nam niespodziankę i ucieknie, ale takie zdziczenie jest wpisane w ryzyko. Psy w ogóle nie są temu winne.