<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Straż miejska nie należy do ulubionych przez Polaków formacji. Najczęściej słyszy się opinie, że jak się coś złego dzieje, to strażników nigdy nie ma, za to zawsze się znajdą, by włożyć za wycieraczkę mandat lub na koło blokadę za złe parkowanie. Proponuję jednak wyobrazić sobie własne miasto, w którym ani straż, ani policja nie karałyby kierowców za to wykroczenie. Polak uważa się za świetnego kierowcę, kiedyś chlubił się Sobiesławem Zasadą, dziś Robertem Kubicą. Jednak w parkowaniu to my mistrzami nie jesteśmy. Wielokrotnie przyglądałem się na bydgoskich ulicach nieporadnym próbom wpasowania się w sznurek aut przy krawężniku. Wjazd przodem czy skosem jeszcze jakoś nam wychodzi. Ale najefektywniejsze parkowanie tyłem... Kupa śmiechu. Kilka prób i co jedna, to mniej udana. Dlatego bardzo niechętnie tak parkujemy. Skoro zaś parkujemy niechętnie i rzadko, to nigdy się tego manewru dobrze nie nauczymy i takim „opornikom” radziłbym darować sobie wycieczki autem do centrum.
<!** reklama>Zdaję sobie sprawę, że to mowa trawa. Polak nie jest fanem dreptania. Nawet gdyby manewrowanie autem w poszukiwaniu miejsca do postoju miało mu zająć dwa razy tyle czasu, co spacer, będzie uparcie kręcił kółkiem. A gdy już trafi się wolny placyk, to rozeprze się na nim jak basza, w nosie mając bliźnich. Pasy wyznaczające miejsca na parkingach nic dla niego nie znaczą, podobnie jak przepis mówiący o konieczności pozostawiania wolnej, półtorametrowej przestrzeni na chodniku, na którym przystajemy. Strach pomyśleć, co dopiero działoby się na parkingach i chodnikach, gdyby nad kierowcami nie wisiało widmo mandatu.