Oblężenie nocnego klubu to nic nowego. Chyba, że na metr kwardatowy przypada tego dnia około 10 osób. Żeby się z lokalu wydostać, trzeba iść gęsiego. I jak tu nie wpaść w histerię?
<!** Image 2 align=right alt="Image 125054" sub="Vanila Club w centrum Bydgoszczy. Bawiący się tu goście mogą czuć się bezpieczni. Pilnuje ich system kamer i czujek, czeka kilka wyjść ewakuacyjnych, a w pogotowiu kilkanaście gaśnic plus przeszkolony personel... Fot. www.vanilaclub.com">Centrum miasta. Ochrona strzeże jedynego wejścia dla gości. Panowie bacznie lustrują wchodzących. Ktoś coś bąka o stroju sportowym, że nie wolno... Około 20 jest jeszcze spokojnie. W salach gwar, słychać donośne „Sto lat”. Przez korytarzyk przebiegła przyszła panna młoda. Koleżanki wkręcają ją w jakieś zadania. Na parkiecie zaledwie dwie ciasno splecione parki. Spokój. Klubu pilnują obrotowe oka kamer.
Atmosfera zagęszcza się około 22. Z sal zbiegają się amatorzy tańca. Tyle że na parkiet nie wepchnie się o szpillki. Mimo to wciąż dochodzą kolejni klubowicze. Jest zbyt ciasno, za gorąco, ciało ociera o ciało... Jakiś chłopak wpadł na szatański pomysł. Bardziej roznegliżowanym dziewczynom przykłada do pleców kostki lodu...
- Spróbujmy przedostac się do toalety - krzyczą do siebie koleżanki. Przy WC. zagęszczenia nie ma. Gorzej z powtórnym wbiciem się na parkiet. Czy komuś jeszcze sprawia przyjemność pląsanie w miejscu? Za mało chłodnego powietrza. Kilka osób decyduje się wyjść. - Zobaczymy, jak jest gdzieś indziej, może da się potańczyć swobodniej - mają nadzieję dwie nastolatki. - Bo tu zaraz zacznie się palić powietrze...
<!** reklama>Kilku ochroniarzy zasłania wyjście. Chętnych do opuszczenia klubu jest sporo, mniej więcej tyle samo ludzi usiłuje wejść. Interweniują bramkarze. - Nie wpuszczają w sportowych ciuchach - rzuca w eter wściekła dziewczyna z ulicy. - Nie lubię tłoku, robi mi się słabo, nie ma czym oddychać - alarmuje szeptem jakaś kobieta. Po kilku chwilach robi się luka. Przegrzani ludzie wymykają się na zewnątrz. A pod drzwiami wciąż kłębi się tłum. Jeszcze próbują negocjować z ochroną. Wewnątrz kilkaset osób się bawi...
- Nie chodzę do mniejszych bydgoskich klubów, w dodatku podzielonych na sektory - mówi pani Marzena. - Mam klaustrofobię i przeraża mnie wizja utknięcia w ścisku albo, nie daj Boże, histerycznej ucieczki na hasło „pożar”. Raz zapytałam barmana o wyjście ewakuacyjne. Wskazał, że gdzieś za barem. - Czy otwarte? - pytam. Odpowiedział, że nie.
Przepytywani przez nas kierownicy klubów i dyskotek zapewniają, że przepisy ppoż. są dla nich najważniejsze. Krzysztof Bosak, pełnomocnik właściciela Vanila Club, zasady zabezpieczania imprez i ochrony gości zna na pamięć. - Jeśli chodzi o wyjścia ewakuacyjne, wyrobiliśmy 300 procent normy - półżartem mówi mężczyzna. - Bo powinniśmy mieć dwa miejsca ewakuacji, ale w sumie wyjść od nas można aż sześcioma parami drzwi. Mówiąc drzwi mam zawsze na myśli te zaopatrzone w zamki antypaniczne. Nazywamy je „antypaniki”. Pod naporem ludzi natychmiast się otwierają. Co do ich szerokości jest zasada, że na każde sto osób, trzeba zapewnić metrowej szerokości wyjście, a każde kolejne sto bawiących się to drzwi szersze o 90 centymetrów. Gaśnice? Jest ich u nas aż 15.
- Podmiot korzystający z budynku jest zobowiązany zabezpieczyć go przed zagrożeniem pożarowym lub innym, ponosi też odpowiedzialność za naruszenie przepisów. Niedopuszczalne jest, na przykład zamykanie wyjścia ewakuacyjnego lub jego blokowanie, jeżeli nie ma możliwości natychmiastowego jego otwarcia - ostrzega st. kpt. Jarosław Jakub Koprowski, zastępca naczelnika Wydziału Operacyjno - Szkoleniowego KM PSP.