Strach przed sepsą jest chyba większy niż przed zakażeniem wirusem HIV. Sepsa zabija bowiem błyskawicznie. Kiedy zmarła na nią dziewczynka z toruńskiego przedszkola miejskiego, rodzice pozostałych dzieci wpadli w panikę.
<!** Image 2 align=right alt="Image 69783" sub="Do przedszkola nr 7 w Toruniu nie przychodzą jeszcze wszystkie dzieci. Jednak codziennie jest ich więcej. Rodzice powoli przekonują się, że ich pociechom nic nie grozi. Na zdjęciu - południowy odpoczynek przedszkolaków. /Zdjęcia: Łukasz Trzeszczkowski">W średniowieczu domy chorych na dżumę znaczono czarnym krzyżem na drzwiach. Z takich domostw nikt nie mógł wyjść i nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał do nich wchodzić. Niekiedy pod domy zadżumionych podkładano ogień, modląc się za dusze palonych żywcem. Strach przed chorobą był zbyt wielki, aby próbować kogokolwiek ratować. Takie samo przerażenie wywołuje dziś sepsa. W przedszkolu nr 7 w Toruniu wielu rodziców uległo panice. Nikt im się nie dziwi.
O śmierci z powodu sepsy krążą przerażające opowieści. Krwawienia z ust, oczu, uszu. Konwulsje, ból całego ciała. Każda kolejna historia wzbogacana jest o szczegóły, od których włosy stają dęba.
- W sumie nie dziwię się rodzicom, którzy boją się o swoje dzieci - mówi Joanna Juźków, dyrektorka Przedszkola Miejskiego nr 7 w Toruniu. - Sama mam dzieci i dobrze znam ten strach. Chodzi jednak o to, żeby bać się tego, co jest realnym zagrożeniem.
Rodzice w szoku
Sepsa, zwana inaczej posocznicą, to nie choroba. Jest zespołem zmian chorobowych wywołanych przez drobnoustroje żyjące w ciele człowieka. Zazwyczaj jest gwałtowną odpowiedzią organizmu na infekcje wywołane operacją, oparzeniem, czy ciężką chorobą, taką jak zapalenie płuc lub zapalenie opon mózgowych. Nie można się nią zarazić. Przebywanie z osobą zaatakowaną przez sepsę nie jest niebezpieczne, choć niewskazane.
- Dominika ostatni raz w przedszkolu była 31 października, ale dopiero tydzień później dowiedziałam się, że leży w szpitalu - mówi Joanna Juźków. - Ale wówczas nie było mowy o sepsie, tylko o zapaleniu opon mózgowych. Kiedy dowiedziałam się, że dziecko zmarło na sepsę, byłam po prostu zszokowana.
<!** reklama>Informacja o posocznicy obiegła przedszkole lotem błyskawicy. Rodzice dzwonili do siebie nawzajem. Niektórzy twierdzili przy tym, że w sumie na posocznicę zapadła aż trójka dzieci i jedno z nich zmarło. Tymczasem dwoje pozostałych w leży w szpitalu, jednak sepsy u nich nie wykryto.
- Nie mieliśmy pojęcia, że w przedszkolu naszego synka ktoś zachorował na sepsę - zapewnia mama czteroletniego Bartka. - Dowiedzieliśmy się o tym dopiero, kiedy to dziecko zmarło. Pierwsze, co zrobiłam, to natychmiast zadzwoniłam do znajomej lekarki, żeby powiedziała mi, co mam robić. Czy są na to szczepionki, ile kosztują, gdzie można je dostać. Opowiedziała mi, że tak naprawdę na posocznicę zaszczepić się nie da. Ugięły się pode mną nogi. Od razu miałam przed oczami mojego synka na OIOM-ie...
Następnego dnia Bartek nie wyszedł z domu. Nie on jeden. Informacja o śmierci dziewczynki wywołała u wielu rodziców taką samą reakcję. Szatnia, która co rano pełna była dzieci, tego dnia była wyjątkowo cicha i spokojna.
- Dyrekcja przedszkola przecież wiedziała, że ta dziewczynka ma sepsę, powinni jakoś zareagować - uważają rodzice małej Karoliny. - Dlaczego to ukrywali? Dlaczego nic nie zrobili? Kto wie, czy nie trzeba było od razu na jakiś czas zamknąć placówkę?
W gabinecie Joanny Juźków rozdzwoniły się telefony. Rodzice pytali, co robić, chcieli znać jak najwięcej szczegółów o śmierci dziewczynki. Zawsze padało to samo pytanie: - Czy mojemu dziecku coś grozi? Dyrektorka odpowiadała, że jej zdaniem, nie ma powodów do paniki. Mało kto jednak jej posłuchał.
- Zrobiliśmy specjalne zebranie dla rodziców - dodaje Joanna Juźków. - Staraliśmy się wytłumaczyć, że zagrożenie jest naprawdę minimalne. Niektórzy to zrozumieli, inni nie. Padały oskarżenia nie tylko pod adresem przedszkola, ale i władz miasta. Jakby można było w tej sprawie zdziałać więcej...
Żądania rodziców były jednoznaczne: poddać przedszkole kwarantannie lub zamknąć je na dobre. Wszystkie dzieci powinny zostać zaszczepione, jeśli nie na sepsę, to na bakterię, która wywołała śmierć małej Dominiki. Każde dziecko powinno zostać natychmiast przebadane pod kątem posocznicy. Winnych zaniedbań - zdaniem najbardziej radykalnych rodziców - należy ukarać.
Wyglądało na zwykłą grypę...
Zaniedbań jednak w przedszkolu nie stwierdzono. Kontrola z sanepidu nie wykazała, że odpowiedzialność za pojawienie się sepsy ponoszą władze placówki.
- Tylko dyrektorka przedszkola starała się nas uspokoić- zapewniają rodzice czteroletniego Krzysia. - Nikt więcej z nami się nie kontaktował. Nikt z miejskiego wydziału zdrowia, nikt z sanepidu. Zanim informacja przedostała się do prasy, minęło przecież parę dni. Byliśmy zdani tylko na siebie i swoje kontakty.
Nie tylko rodzice dzieci byli przerażeni. Także niektóre nauczycielki nie potrafiły ukryć paniki. Zapowiadały, że chcą jak najszybciej odejść z pracy.
- Wiadomo, że w przedszkolu najłatwiej zarazić się wszelkim choróbskiem - mówią nauczycielki z Przedszkola Miejskiego nr 7 w Toruniu. - Rodzice często posyłają do przedszkola dzieci podziębione, z lekkim kaszlem, a nawet ze stanem podgorączkowym. Dominika właśnie z takimi objawami tu przychodziła. Kiedy więc okazało się, że to, co wygląda na zwykłą grypę, jest sepsą... Każdy zaczął się zastanawiać, kiedy to dopadnie mnie...
Życie wraca do normy
Zarówno rodzice jak i nauczyciele pytani o sepsę przyznają, że zbyt dokładnie nie wiedzą, co ją wywołuje. Nie mają jednak wątpliwości, że jest zazwyczaj śmiertelna. Swoją wiedzę na jej temat czerpią głównie z mediów.
- Dla nas ta sytuacja to przede wszystkim dramat rodziców Dominiki - stwierdza Joanna Juźków. - Rozmawiałam z jej mamą i przyznam, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co przeszła... Śmierć dziecka jest wielką niesprawiedliwością. A śmierć z powodu choroby, na którą nie ma leku, musi budzić przerażenie. Gdybyśmy jednak myśleli tylko o tym, co może złego nas spotkać, czy bylibyśmy zdolni do normalnego funkcjonowania?
W toruńskim przedszkolu życie powoli wraca do normy. Dzieci znów tu przychodzą. Niektóre już zostały zaszczepione przeciwko bakterii, która zabiła małą Dominikę. Inne na szczepionkę jeszcze czekają.
- Co to jest sepsa? To taka choroba, której boi się moja mama - odpowiada pięcioletnia Basia. - Ja się jej nie boję, bo dużo jem i będę silna.