https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Konieczny "žzwis" i pierwszy striptiz

Katarzyna Kaczór
Zodiak - najlepszy klub w północnej Polsce, Savoy - świetne orkiestry, Parnasik - przybytek artystów. Bez marynarki nikt tam nie wszedł, chyba że „dał w łapę”.

Zodiak - najlepszy klub w północnej Polsce, Savoy - świetne orkiestry, Parnasik - przybytek artystów. Bez marynarki nikt tam nie wszedł, chyba że „dał w łapę”.

<!** Image 3 align=right alt="Image 59510" sub="Tak się bawi młodzież dzisiaj (pub „Kredens” w Bydgoszczy). /Fot. Tadeusz Pawłowski">Lata mijają, archaiczne, acz eleganckie zakazy odeszły do lamusa. Porządne lokale wciąż jednak dbają o kulturę zachowania i strój swoich gości. - Gość powinien być schludnie ubrany - zaznacza Dariusz Majewski, dyrektor działu gastronomii hotelu Pod Orłem w Bydgoszczy. - Już nie ma znaczenia, czy jest w stroju wieczorowym, czy w codziennym ubraniu. Liczy się estetyka, czystość. Człowieka odzianego w dres też nie wyrzucimy z sali.

„Dres” nie wejdzie jednak do Vanila Club przy ul. Zygmunta Augusta. - Zaznaczyliśmy w naszym regulaminie, że ludzi w stroju sportowym nie wpuszczamy na imprezy - zapewnia Krzysztof Bosak, kierownik klubu.

<!** Image 4 align=left alt="Image 59513" sub="Panowie z orkiestry Savoy relaksują się przed występem w Savoyu. /Fot. Archiwum">Bywalcy forów internetowych narzekali, że do Vanili nie wejdą również osoby zbyt niskie. Piszą, że kobiety o wzroście poniżej 175 cm nie mają szans, bo nie przejdą przez tzw. „okno” przy którym stoi „selekcjoner”, mężczyźni zaś muszą mierzyć powyżej 180 cm. - Ja nie wszedłbym w takim razie do pracy - dementuje plotkę Bosak. - To bzdura. Nie wpuszczamy ludzi, którzy nam raz podpadli, zwracamy także uwagę na wiek bawiących się. Kobiety dziewiętnastoletnie, mężczyźni, którzy ukończyli 21 lat, bez problemu kupią bilet.

Knajpiane rygory wspominają starsi bydgoszczanie. Niejednemu łezka w oku się kręci, gdy mówi o obowiązkowym „marynarkowaniu” panów. Pan Jarosław znalazł się bez krawatu przed włocławskim klubem nocnym. Portier wręczył mu włóczkowy „zwis męski” o odrażającym fasonie.

<!** reklama right>- Pięciu osobników z jakiegoś hotelu robotniczego chciało wejść do „Słowianki”, wszyscy byli w swetrach - mówi pani Hanna, przed laty bywalczyni restauracji i dansingów w Bydgoszczy. - Tylko jeden z nich miał marynarkę. Wszedł więc sam, kazał podać marynarkę drugiemu i cała piątka dostała się na dancing.

- „Słowianka” to była mordownia, ale z jakim klimatem - wzdycha Zdzisław Pruss. - Panowie wymykali się korytarzem do mieszkania w sąsiedniej kamienicy, a tam...pokerek. Jeden z muzyków „Słowianki” poszedł. Pamiętam, że po godzinie wyszedł z bladą twarzą. Przegrał wszystko. Skąd ci szulerzy wiedzieli, że on właśnie wrócił z zagranicznej chałtury i miał pieniądze?

Do Savoyu też ustawiały się kolejki. - Dwieście osób było w środku - wylicza Maciej Dyakowski, perkusista z orkiestry Ryszarda Dudzika, która w Savoyu przygrywała. - A drugie dwieście stało pod drzwiami. Marynarki i krawaty to obowiązek. W razie czego portier wypożyczał krawat, to kosztowało 10 złotych. Za wstęp płaciło się 30 złotych. Około godz. 23 zaczynał się tzw. występ estradowy, czyli pokazy iluzjonisty, kuglarzy, recitale, no i striptiz.

Ze striptizów słynął też „Zodiak”. - Ojciec zabrał mnie tam z okazji mojej 18 - wspomina pan Jarosław. - Show było ubogie, bo tancerka nie była zbyt urodziwa, poza tym rozebrała się szybko i równie szybko zniknęła ze sceny. - W tych kolorowych światłach nic nie było widać - dorzuca pan Ryszard. - Ostatni, ten najważniejszy, moment trwał ze dwie sekundy.

W klubie przy Marcinkowskiego po raz pierwszy w mieście zaczęto używać wyrazu „drink”, a to ze względu na zagranicznych gości.

- Zodiak był najlepszym, tuż po „Orbisie”, klubem muzycznym w północnej Polsce - zachwyca się Zdzisław Pruss. - Ludzie aż z Gdańska przyjeżdżali, żeby posłuchać świetnej muzyki na żywo. Bywali też goście zagraniczni, a w związku z tym damy do towarzystwa ponoć znały jezyki obce.

Panie lekkich obyczajów działały również przy „Słowiance”. - Dwie tlenione blondyny polowały na gości i zabierały ich do parku Jana Kochanowskiego - mówi pani Hanna. - Przy dworcu zaś spotkać można było panią o pseudonimie Picolo.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski