<!** Image 3 align=none alt="Image 207832" sub="Taką wizualizację projektu swojej siedziby Wyższa Szkoła Środowiska zamieściła na Facebooku. Projekt ciekawy, ale dlaczego budynek uczelni, której sztandarowy wydział to lotnictwo i kosmonautyka, przypomina okręt, a nie statek kosmiczny - nikt nie wie... ">
Na konta Wyższej Szkoły Środowiska, jednej z najstarszych prywatnych uczelni w regionie, wszedł komornik. - Mamy dwa wyjścia: głęboką restrukturyzację albo likwidację szkoły - mówi rektor Barbara Kowalkowska.
W szkole - pustki. Studentów studiów dziennych można na palcach policzyć, najbliższy weekendowy zjazd zaocznych - odwołany. Tak wygląda od podszewki uczelnia, kusząca nietypową ofertą (lotnictwo i kosmonautyka) oraz śmiałą wizją swojej siedziby w kształcie... okrętu.
Ten projekt (na zdjęciu) sporo uczelnię kosztował, ale znacznie droższa miała być jego realizacja, obliczana na 20 mln zł. Skąd takie plany i wizje u właściciela zadłużonej uczelni. Złośliwi sugerują, że... z kosmosu.<!** reklama>
Przypominają, że założycielem Wyższej Szkoły Środowiska w Bydgoszczy jest Fundacja im. Rudolfa Steinera - antropozofa i wizjonera, który twierdził, że człowiek to kosmos, a do poznania planet wystarczy
wiedza tajemna.
W swym dziele „Kronika Akaszy” Steiner (żył w latach 1861-1925) wyjaśnia, że do superźródła informacji sięgają „uczniowie wiedzy tajemnej wyższego porządku, którzy mogli porzucić swe ciało fizyczne i poza nim mogli sobie przyswoić nadzmysłowe poznanie”. Dr Barbara Kowalkowska, rektor WSŚ i założycielka polskiej Fundacji im. Rudolfa Steinera z siedzibą w podbydgoskim Prądocinie, swoich związków ze steineryzmem nie ukrywa. Interesuje ją rolnictwo biodynamiczne, polegające na wykorzystaniu w uprawie ziemi energii z kosmosu (fazy Księżyca), stosowaniu biokompostów i preparatów zbliżonych do leków homeopatycznych oraz odpowiedniego płodozmianu.
Takie gospodarstwo (50 ha) ma fundacja w Prądocinie. Miały się tam odbywać praktyki studentów wydziału ochrony środowiska. Wzniesiono okazały budynek szkoleniowy, kupiono stado mlecznych krów rasy jersey, postawiono specjalne obory. - Krów już nie ma, a studenckie praktyki w Prądocinie nie miały sensu ze względu na utrudniony dojazd do ukrytego w lesie gospodarstwa - twierdzą pracownicy WSŚ.
<!** Image 4 align=none alt="Image 207832" sub="W Polsce jest w likwidacji 18 prywatnych uczelni. Czy dołączy do nich Wyższa Szkoła Środowiska w Bydgoszczy? [Fot. Tomasz Czachorowski]">W ubiegłym roku z uczelni odeszła znaczna część kadry. - Nie dostawaliśmy wynagrodzeń i nadal nie możemy ich wyegzekwować - słyszymy od byłych pracowników. Część z nich to bydgoscy i toruńscy naukowcy. Mają nakazy sądowe i ugody z panią rektor, która zobowiązała się do spłaty długu w ratach. - Skończyło się na symbolicznej wypłacie, więc zwróciliśmy się do komornika, a ten stwierdził, że
egzekucja jest niemożliwa,
bo konta uczelni są puste bądź zajęte przez ZUS - tłumaczą. Niepokoju nie kryją też studenci Wyższej Szkoły Środowiska: - Brakowało wykładowców, odwoływano zajęcia, nie wypłacano stypendiów socjalnych, więc powiadomiliśmy Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego - wspominają. Liczyli na ministerialną kontrolę i rzetelną informację, ale się nie doczekali. - Studia sporo kosztują. Chcemy być pewni, że szkoła nie splajtuje - mówią. Jak ministerstwo zareagowało na ich sygnały?
- Były kontrole w Wyższej Szkole Środowiska? Są jakieś ustalenia? - pytamy w MNiSW.
- Ministerstwo zwróciło się do uczelni z prośbą o złożenie wyjaśnień i ustosunkowanie się do zastrzeżeń. Rektor poinformowała nas, że podjęto działania w kierunku restrukturyzacji; przeprowadzono zmiany kadrowe, większość kont została odblokowana, spłacono największe zadłużenia, przeanalizowano programy nauczania, a zajęcia dydaktyczne zostały uzupełnione - poinformowano nas w MNiSW.
- Ktoś tu mija się z prawdą! - oceniają byli pracownicy WSŚ. Próbujemy ustalić kto. Wersję rektor Barbary Kowalkowskiej poznajemy na uczelnianym korytarzu. - Nie mam czasu na rozmowę - mówi. - Czekają na mnie dwaj zagraniczni doradcy. Od rana do wieczora siedzimy nad restrukturyzacją szkoły. Była rektor, pani kanclerz, księgowa i dziekani, którzy stąd odeszli,
zostawili mi małą Grecję.
Zniszczyli dane informatyczne i księgowe, które trudno odtworzyć. To zakończy się procesami - zapowiada Kowalkowska. Przekonuje, że komornik nie ma problemu ze ściąganiem pieniędzy dla wierzycieli, bo te na kontach są. - Z 300 tys. zł zaległych wynagrodzeń zostało nam do zapłaty tylko 90 tys. zł - twierdzi.
Dlaczego pani rektor nie płaciła nauczycielom?
W odpowiedzi słyszymy: - Ja jestem rektorem zaledwie od 8 sierpnia i wyprowadzam szkołę na prostą, bo moi poprzednicy sobie wypłacali ogromne pieniądze z tytułu prowadzenia unijnych projektów, a innym nie płacili .
Poprzednicy nie kryją oburzenia: - Nikt niczego nie zniszczył. Przekazaliśmy pani rektor na nośnikach pamięci wszystkie komputerowe informacje, dotyczące projektów i funkcjonowania szkoły - twierdzą. Uważają, że Kowalkowska i powołana na ich miejsce kadra mogli mieć problem z realizacją unijnych projektów: - Brakowało im doświadczenia i wiedzy, związanej z zarządzaniem projektami oraz ich rozliczaniem - twierdzą. Tłumaczą, że pieniędzy z unijnych dotacji nie wolno przeznaczać na etatowe wynagrodzenia. - To były środki na wykonanie dodatkowych zadań, poza wykładami i ćwiczeniami, na które poświęcaliśmy wolny czas - wyjaśniają. Owszem, były koszty pośrednie, które pozwalały, by pieniądze dotyczące projektu szły na konto szkoły (np. opłaty telefoniczne, Internet, materiały biurowe). - Był też jeden projekt na wydziale lotnictwa i kosmonautyki, który pozwalał sfinansować jedną trzecią wynagrodzenia zatrudnionej tam kadry - wspominają.
Oburza ich, że rektor Barbara Kowalkowska zrzuca winę na innych. - My byliśmy niczym
pionki na jej szachownicy,
bo to ona o wszystkim decydowała - twierdzą. Przypominają, że Kowalkowska była rektor