Osoby niezwykłe mają więcej niż parę rąk, ale to rzuca się oczy tylko wnikliwym reporterom mediów prawicowych.
Wszystko to działo na akademii ku czci i na cześć trzech lat rządów PiS w naszym kraju, na której nieoczekiwanie pojawiła się flaga Unii Europejskiej. Nie muszę dodawać, że jako lewak uznawaną dotąd przez koła rządzące za piracką banderę UE oglądałem - w przeciwieństwie do premiera - z dużą przyjemnością. Szczególnie napawałem się widokiem złotych gwiazd, które prawica wpuściła na biało-czerwone salony, aby dać odpór pogłoskom o planowanym Polexicie.
Dla wielu ludzi władzy flaga UE to wciąż szmata, ale niemało wskazuje na to, iż będą musieli z nią obcować przynajmniej do eurowyborów. Jakież dla części polityków przykre musi być stawanie na jej tle, a każde, nawet przypadkowe się o nią otarcie może zakończyć się dla niektórych długotrwałą traumą. Nie warto byłoby o tym pisać, gdyby nie nieuchronne jak co roku urodziny Radia Maryja. Na rocznicach organizowanych przez o. Tadeusza karnie stawia się niemal cały rząd ze zdymisjonowanymi ministrami na czele. I tym razem sakro-wodewil wypadł okazale, co podkreślali w wielu komentarzach wielbiciele talentów zakonnika. Jako libertyn, w zdaniu odrębnym, chciałbym jedynie zauważyć, że toruńskie przedstawienie przypomina musicale bez wymaganej obsady gejów, czyli fatalnie.
Nic jednak nie wskazywało na bombę, która wybuchła tuż po obchodach - nazajutrz Tadeusz Rydzyk poinformował, że zakłada partię. Gdyby przejrzeć stan posiadania redemptorysty, nawet dziecko jest w stanie zorientować się, iż jedyne, czego brakuje temu koncernowi, to własna partia polityczna, zwłaszcza w sytuacji, gdy dotychczasowy ultrakatolicki PiS nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Do końca nie wiemy, co zdarzyło się tak naprawdę na urodzinach, ale Jarosław Kaczyński wraz z wszystkimi personalnymi przyległościami ma już ostatnią szansę, by w te pędy wysłać posłańców, przebranych choćby za Trzech Króli, z mirrą, kadzidłem i, co najważniejsze, złotem… O to ostatnie nieustannie o. Rydzyk apelował wielokrotnie bez należytego według niego odzewu, rezygnując wspaniałomyślnie z kadzidła i mirry. Czyżby przedświąteczne i desperackie wołanie Tadeusza Rydzyka miało skończyć się inaczej niż zwykle. Nie sądzę!