-Słuchałem Jeana Michela Jarre’a, rysowałem klawisze i syntezatory, które rozstawiałem po całym domu i udawałem, że każdy pokój to inne miasto na świecie - mówi muzyk.<!** Image 2 align=none alt="Image 157800" sub="Mała akademicka salka i fortepian - to tutaj młody kompozytor doskonali swój warsztat muzyczny. Fot. Tymon Markowski">
Dla 26-letniego Grzegorza Hinczewskiego życie bez muzyki nie miałoby sensu. Był producentem i kompozytorem większości utworów na płycie laureatki drugiego finału „Szansy na sukces”, Violi Brzezińskiej. Nagrał płytę i wygrał Sopot Top Trendy 2008 z zespołem Manchester. Występował także w Opolu i Sopocie obok Stanisława Sojki, Natalii Kukulskiej, Edyty Górniak i Wilków. Na jego koncie znajduje się również muzyka do filmu offowego Jacka Banacha i Przemysława Komorniczaka „Późną nocą”, który brał udział w licznych festiwalach kina niezależnego.
- Spotykam na swojej drodze ludzi, którzy kierują moje zainteresowania w odpowiednią stronę. Nazywam ich moimi mentorami. Pierwszymi okazali się bracia - mówi Grzegorz Hinczewski.
Mały Grześ został zarażony przez nich miłością do kina i muzyki. <!** reklama>
- Słuchałem Jeana Michela Jarre’a, rysowałem klawisze i syntezatory, które rozstawiałem po całym domu i udawałem, że każdy pokój to inne miasto na świecie. Dawałem koncerty, a rodzina była moją pierwszą widownią - wspomina muzyk.
Rodzice kupili mu keyboard, chodził na prywatne lekcje. Sam aranżował znane piosenki, starał się zapisywać poszczególne partie instrumentów. W technikum poznał polonistę, który obudził w nim miłość do kina.
- Brałem udział w przedstawieniach jako kamerzysta, scenarzysta i reżyser. Kółka filmowe prowadzone przez Jarka Dąbrowskiego były niezapomnianym przeżyciem.
Po skończeniu technikum zajmował się wieloma rzeczami: filologią polską, informatyką, studiami w Krakowskiej Szkole Scenariuszowej, wydaniem płyty z zespołem Los CoPiernicos.
- Podczas grania na czyimś dyplomie w bydgoskiej Akademii Muzycznej poczułem zazdrość… Też chciałem uczyć się muzyki. Trochę komponowałem, więc postanowiłem tam studiować - tłumaczy kolejny wybór.
Nie było to jednak łatwe, skromność i trema nie pozwoliły mu wysiąść z auta i pójść na egzaminy wstępne. Kolejny rok dojrzewał wewnętrznie. Odważył się i został przyjęty. Do dziś pamięta słowa swojego mistrza, Marka Jasińskiego, który po egzaminie powiedział: - Liczą się wrażliwość i pasja. Chcemy w pana zainwestować.
Obecnie jest na piątym roku studiów kompozycji i dzięki temu, jak twierdzi, zdobył pewność siebie i tożsamość muzyczną. Na studiach poznał Violettę Przech.
- Utwierdzała mnie w przekonaniu, że droga, którą podążam, jest słuszna. Razem z Markiem Jasińskim dawali mi do zrozumienia, że to, co robię, ma głęboki sens. Staram się otwierać muzyczne drzwi w każdej dziedzinie. Nie ukrywam jednak, że swoją przyszłość chciałbym związać z muzyką filmową.