- Muzyka, tak jak sztuki plastyczne, literatura, film jest niezbędna kulturalnemu człowiekowi - mówi doktor Andrzej Nyderek, prowadzący „Muzyczne czwartki” w bibliotece w Nakle.
<!** Image 2 align=none alt="Image 182267" sub="Od ponad dwóch lat doktor Andrzej Nyderek razem z nakielską biblioteką zaprasza na „Muzyczne czwartki” / Fot. Jolanta Dąbrowska">O ile dobrze pamiętam, to „Czwartki muzyczne” w bibliotece miały trwać kilka miesięcy?
Prawda, a spotykamy się już ponad dwa lata. Dla mnie to satysfakcja, bo to znak, że są ludzie, którzy lubią muzykę i chcą o niej więcej wiedzieć. No i odpowiada im chyba sposób, w jaki prowadzę te spotkania.<!** reklama>
A jak to się zaczęło?
Przypadek. Poszedłem do biblioteki na spotkanie z profesorem Wojciechem Pospiechem, moim znajomym, który kieruje katedrą muzykoterapii w bydgoskim Collegium Medicum. Przywitaliśmy się, porozmawialiśmy, a świadkiem tego była pani dyrektor, która zaproponowała mi prowadzenie cyklicznych spotkań.
Pochodzi Pan z rodziny o tradycjach muzycznych?
Przypadek sprawił, że stała się ona moją pasją i zawodem. Urodziłem się w Zakopanem (ale nie jestem góralem). Kiedy miałem kilka lat, poszedłem z rodzicami do znajomych w jednym z sanatoriów. Był tam fortepian, na którym, bez żadnej nauki wystukałem palcem jakąś prostą melodię. Rodzice i znajomi uznali, że mam talent i należy go rozwijać. Uczyłem się w ognisku i szkole muzycznej. W końcu tata uznał, że powinienem mieć konkretny zawód i miałem zostać kolejarzem.
I pewnie znowu dzięki przypadkowi stało się inaczej?
Chyba tak. Byłem już dyżurnym ruchu, kiedy skierowano mnie na studia na politechnikę we Wrocławiu. Okazało się jednak, że tam nie ma studium wojskowego i najpierw muszę odsłużyć dwa lata do wojska. Traf chciał, że w Choszcznie, gdzie mieszkaliśmy, spotkałem muzykujących młodych ludzi w mundurach, byli to słuchacze Studium Nauczycielskiego w Słupsku. Znowu zmiana decyzji - trafiłem na dwa lata do Słupska.
To już przesądziło o tym, że pasja będzie zawodem?
I już bez przypadków. Zdecydowałem, że będę kontynuował studia w ówczesnej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Poznaniu.
Pięknie było, ale nie zawsze lekko&
Siostra studiowała biologię, ja w PWSM, a to kosztowało. Zdecydowałem się na studia wieczorowe. Pięć lat jeździłem do Poznania na czwartek i piątek. Przez rok nocowałem na stancji u siostry, a potem bywało różnie. Zatrzymywałem się w hoteliku ZNP, gdzie na noc rozstawiało się dodatkowe łóżka. Spałem w pokoju, w którym coś hałasowało, a potem okazało się, że to małpa w pomieszczeniu nad nami. A zdarzył się nocleg na ławce nad konwaliami w ogrodzie botanicznym. Pięknie jednak było. Na próby chóru przychodził czasem Jerzy Waldorff z jamnikiem Puzonem. Naprzeciw mnie siedziała Zdzisława Sośnicka, a obok tenor Paulos Raptis. Miałem wspaniałych profesorów.
Od kiedy Pan mieszka w Nakle?
Po studiach wróciłem do Choszczna i uczyłem w szkole podstawowej. Śpiewałem też w chórze szczecińskiej filii PWSM. A do Nakła przyjechałem w 1970 roku za żoną, którą była stomatologiem w Sadkach i w Spomaszu.
A Pan trafił do szkoły?
Do liceum ogólnokształcącego, z którego też mam wspaniałe wspomnienia. Prowadziłem w nim chór, który zajął piąte miejsce w konkursie wojewódzkim. Byłem opiekunem tercetu męskiego, który tworzyli bracia Marek i Roman Rogowscy oraz Kaziu Pospieszny. Chłopakom zamarzył się występ na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze i wyśpiewali sobie na nim wyróżnienie. Organizowałem dla uczniów muzyczne spotkania w internacie, na których grał też Romek Blechacz, wujek Rafała. Niedawno spotkałem jednego z ich uczestników, który po latach dziękował mi, bo dzięki nim polubił i zrozumiał muzykę i stał się słuchaczem koncertów.
„Czwartki muzyczne” to forma popularyzacji muzyki. Od kiedy Pan się tym zajmuje?
Odkąd zacząłem jej uczyć. Robiłem to także w Instytucie Kształcenia Nauczycieli i pracując w bydgoskich uczelniach, w których byłem promotorem 97 prac magisterskich, a teraz staram się w bibliotece. Muzyka, tak jak sztuki plastyczne, literatura, film, teatr jest bowiem niezbędna kulturalnemu człowiekowi. Żal mi, że od lat jest marginalizowana w programach szkolnych i traktowana nie tak, jak powinna.
Teczka personalna
Andrzej Nyderek, mieszkaniec Nakła
Absolwent Akademii Muzycznej w Poznaniu, doktor nauk humanistycznych. Prowadził kilka chórów, 30-osobowy zespół fletów prostych, zespół muzyki rozrywkowej. Na początku 70. uczył muzyki w liceum Krzywoustego i szkole podstawowej, później pracował w Oddziale Doskonalenia Nauczycieli w Bydgoszczy, Instytucie Edukacji Artystycznej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Od kilku lat wykłada i prowadzi seminaria dyplomowe w Kujawsko- Pomorskiej Szkole Wyższej.