Mało kto już grzeszy dziś lekceważeniem tzw. szarpidrutów. Ich muzyka bowiem bywa jeśli nie zapłonem, to na pewno odbiciem nastrojów społecznych i zachodzących zmian.
<!** Image 3 align=none alt="Image 195022" sub="Kadr z dokumentu Kevina Macdonalda pt.„Marley. One love”">
Dobór repertuaru na sobotni, ostatni podczas tegorocznego lata, maraton filmowy pt. „Filmuzyka” jest tego najlepszym potwierdzeniem. I nie chodzi tylko o kultowe już propozycje z roku 1979, czyli przeniesiony na ekran przez Milosa Formana słynny musical „Hair” oraz muzyczną opowieść o życiu Boba Fosse’a „Cały ten zgiełk”, ale także mający swoją premierę na tegorocznym festiwalu w Berlinie dokument Kevina Macdonalda „Marley. One love”.<!** reklama>
Epoka „dzieci kwiatów” z wolną miłością, narkotykami i dzikimi riffami gitarowymi - czy to się komuś podoba, czy nie - sąsiaduje w historii najnowszej świata ze spiżowymi bohaterami i wydarzeniami, o których pamięć zakuwa się na ogół w pomnikach. Bo też nie chodziło ani wtedy, ani w filmie „Hair” jedynie o długie włosy, lecz o kontrkulturę, która wprawdzie ze swoim zawołaniem „Make peace, not war” przeszła na stronę utopii, ale nie bez śladów na tkance społecznej. A to - w ogromnej mierze - zawdzięcza takiemu nośnikowi jak muzyka właśnie. Doskonała, dodajmy.
Trochę odmienne kręgi zatacza fabularyzowana autobiografia Boba Fosse’a „Cały ten zgiełk”, która jest filmem obnażającym zarówno skomplikowaną naturę artysty narcyza - perfekcjonisty, jak i wysysającą zeń dobrą krew (jak dobry cholesterol) maszynerię show- -biznesu. Żądza sławy, pieniądza i ta - ze staropolska - chucią zwana zgodnie nakręcają machinę, która w produkcie finalnym wydaje z siebie& sztukę. Nie jest wyjątkiem, że dysponując tą zakulisową wiedzą, człowiek chciałby ocenić jeszcze raz podziwiane dotąd genialne układy choreograficzne i jazzowe wyżyny. Ale czy to od razu znaczy, że ideał sięgnął bruku?
O królu reggae, Bobie Marleyu, mówi się: „Kochał kobiety, futbol i marihuanę, ale jego największą miłością była muzyka”. I o tym, kręcąc film ze słynnym Jamajczykiem w tytułowej roli, pamiętał Kevin Macdonald, który już jako 14-latek kupił płytę Boba Marleya. Słuchał jej na szkockiej wsi i już wtedy wiedział, że w swej szczerości jest „niebezpiecznie niebezpieczna”, przyznaje dziś Macdonald. Może dlatego potrafił stworzyć dokument, który w kanale Sky Movies reklamowano jako „film lepszy niż joint”.
Parafrazując przewrotne hasło reklamowe, pójdźmy dalej: muzyka wszystkich trzech filmów sobotniego maratonu jest „lepsza niż joint”. Tyle że bez niego by jej nie było... (KK)
- Sobota, 25 sierpnia, godz. 20.00, kino „Orzeł”, ostatni wakacyjny nocny maraton filmowy pt. „Filmuzyka”. Karnet na trzy seanse kosztuje 19 i 25 zł.