Wczorajsza sesja Rady Miasta była nieoficjalnym początkiem kampanii przed nadchodzącymi wyborami samorządowymi. Co prawda, pozostało do nich jeszcze 10 miesięcy, ale nie wolno już tracić czasu.
Każdy kolejny tydzień i każdy kolejny miesiąc pełne będą błyskotliwych tyrad, replik i porównań. Adwersarze godzić będą w siebie słownymi toporami, włóczniami i rzadziej - szpileczkami, bo wybory tuż-tuż i na delikatność czasu nie ma. Wczoraj byli już „heretycy ekonomii” i „populiści” (to prezydent o opozycji) oraz „Drugi Tusk” i „złodzieje” (to publiczność z sali).
Obserwatorzy życia bydgoskiej rady wiedzą, że oprócz stałej grupy „dżentelmenów”, którzy w swych wystąpieniach nie posługują się epitetami (co najwyżej gryzącą ironią), są również partyjne pistolety. To one (oni) mają za zadanie wojować słowem na kształt i podobieństwo Kurskich i Niesiołowskich. Wczoraj zaczęli ostrzyć języczki. Nasłuchamy się, nasłuchamy...
Swoją drogą, wzruszyłem się wczoraj, kiedy Stefan Pastuszewski, chwaląc Rafała Bruskiego, powiedział „Cieszę się, że chce się pan dogadać z grupą głuchoniemych”.
Panie Stefanie, ten dialog będzie trudniejszy niż Pan myśli. Nie tylko dlatego, że mamy rok wyborczy.