Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obudź się, wujku

Sabina Waszczuk
Rehabilitacja pozostającego w śpiączce męża pani Anny daje efekty, choć jest trudna, bo panu Piotrowi nie złożono wszystkich złamań. Pomagają zwykli ludzie. Gorzej z lekarzami.

Rehabilitacja pozostającego w śpiączce męża pani Anny daje efekty, choć jest trudna, bo panu Piotrowi nie złożono wszystkich złamań. Pomagają zwykli ludzie. Gorzej z lekarzami.

W jednym z bydgoskich gimnazjów ogłoszono konkurs na napisanie listu do Świętego Mikołaja. Był tylko jeden warunek - młodzież nie mogła prosić o rzeczy materialne. Jeden z nich trafił do redakcji „Expressu Bydgoskiego”.

- Chciałabym cię prosić Święty Mikołaju, aby mój szwagier wybudził się ze śpiączki. Czekają na niego roczne bliźniaki, Paweł i Zosia - napisała jedna z uczennic.

„Express Bydgoski” przyjrzał się bliżej sprawie.

- W czerwcu z Piotrem wyjechaliśmy do Niemiec - zaczyna opowieść pani Anna. - Mąż stracił tu pracę, a mieliśmy półroczne bliźniaki. Walczyliśmy o nie 10 lat. Wzięliśmy kredyt na opłacenie metody in vitro i się udało - mówi. - Niestety, po trzech miesiącach zmarł ojciec męża. Piotr wsiadł w bus i pojechał do Polski. Pożyczył od szwagra samochód. W dzień pogrzebu wpadł w poślizg i uderzył w drzewo.

Mężczyzna trafił do szpitala w Grudziądzu. Najpierw na oddział intensywnej terapii, a gdy zaczął samodzielnie oddychać, na neurochirurgię.

- Miał krwiaka, który się wchłaniał, oraz skomplikowane złamania. Dwa dni po wypadku zoperowano mu tylko przedramię. Został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Zrobiono tomografię. Powiedziano, że nie będzie tak źle - opowiada pani Anna.

<!** reklama>

Problemy zaczęły się, gdy chciano go wybudzić. - Rzetelna ocena neurologiczna jest niemożliwa - brzmiał fragment wypisu.

- Dopiero wtedy okazało się, że mąż ma stłuczony pień mózgu. Dostawał lek na odnowę komórek mózgowych o nazwie cerebrolizyna. Odnotowano niewielką poprawę stanu neurologicznego. - Wtedy lekarze powiedzieli, że mam pięć dni na zabranie męża. Jedna z pielęgniarek pomogła mi umieścić Piotra na oddziale terapii długoterminowej - mówi pani Anna.

Pomagać zaczęli obcy ludzie.

- To, czego człowiek nie zrobi przy pacjencie, tego nie ma - kilka razy powtarza pani Anna. - Dzięki pomocy różnych ludzi udało się wreszcie przywieźć męża do Bydgoszczy. Miejsce było tylko w hospicjum w Fordonie. Tu wspaniale zaopiekowano się Piotrem, mimo że to placówka niewyspecjalizowana w tego rodzaju urazach. Mimo to lekarze i personel otoczyli go troskliwą opieką.

Pana Piotra dawno powinien zbadać ortopeda i neurolog. Tymczasem robią mu się przykurcze, blokady i odleżyny, bo nie można go w pełni rehabilitować. Jedna część obojczyka wystaje tak, że w każdej chwili może przebić skórę, a druga część płuca.

- Do tego ta nawracająca gorączka - nie wiadomo, skąd się bierze - specjaliści odmawiają zbadania męża - załamuje ręce kobieta.

- Gdybym chciała kolejną tomografię, sama muszę to załatwić na własny koszt. Przewóz również. Zgadzam się na wszystko, tylko niech wreszcie ktoś zgodzi się go zbadać - płacze. - Pielęgniarki mówią, że fajnie reaguje, jakby chciał pomóc w rehabilitacji. Gdy pytamy go, gdzie jest brat, zerka w jego stronę. Gdy mówię, aby spojrzał na mnie, odwraca od niego wzrok. Spojrzeniem domaga się zdjęć dzieci, które stoją na półce. Rozchyla usta, gdy chce mu umyć zęby. Czasami lecą mu łzy. Jakby był świadomy, ale zamknięty we własnej skórze. To początek walki o męża - zdaje sobie sprawę pani Anna. - On ma 33 lata i ogromną siłę woli.

Choroba męża już odcisnęła na pani Ani swoje piętno. Gdyby nie rodzina, przyjaciele, obcy ludzie, nie dałaby rady ze wszystkim. Znajomi załatwili żłobek dla maluchów - ciężko to wszystko przeżyły. Odzywa się były pracodawca męża, znajomi wozili do Grudziądza, czekali pod szpitalem, przywozili z powrotem. Ma przetłumaczone pisma niemieckie. Przywożą jej drewno na opał, rąbią, odjeżdżają. Zapisali męża do fundacji „Światło”, założyli stronę na Facebooku - interesują się. - Walka o męża jest bardzo trudna - przyznaje pani Anna - a najgorsze jest to, że nikt nie wie, jaki jest obecnie jego stan.

Można mieć tylko nadzieję, że wreszcie znajdzie się lekarz, który uzna męża pani Anny za pacjenta godnego uwagi. Imiona rodziny, na jej prośbę, zostały zmienione. Do tematu wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!