Ale ludowe mądrości mają to do siebie, że często się sprawdzają. No i wieści gminne o fatalnych skutkach najróżniejszych patologicznych rodzinnych relacji to normalka. Jak się jednak okazuje, źle wyjść można też na czymś, co na pierwszy rzut ucha wydaje się całkiem chwalebne, czyli rodzinnej - ba, braterskiej - lojalności.
Film “Legend”, jak sam tytuł wskazuje, opowiada o legendzie. Wiecznie żywej oczywiście. Taką legendą gangsterskiego Londynu są już od pół wieku bracia Kray, którzy w latach 60-tych powoli opanowywali miasto, przenosząc swoje biznesy z biednego East Endu do tłustszych dzielnic, nawiązując przyjacielskie kontakty z amerykańskimi mafiosami i zmieniając gromadę hultajów i rzezimieszków w coś mocno zorganizowanego.
I jak to się ogląda? Nieźle, ale szału nie ma. “Legend” to dosyć żwawa ballada o gangsterskiej karierze, problem może w tym, że twórcy filmu próbują gry w różnych tonacjach, co daje średni efekt. Bo sceny dramatyczne i brutalne mieszają nam się z prawie komediowymi, rozbujanymi w zupełnie inną stronę. I tak naprawdę z tego filmu zapamiętamy jedno - podwójną rolę Toma Hardy’ego, który gra obydwu bliźniaków, jednego w stylu brutalno-romantycznym, a drugiego komediowo-brutalnym. No i Hardy kradnie całą naszą uwagę. Bo nawet motyw ukochanej panny jednego z Krayów - która rywalizuje z drugim bliźniakiem o jego brata - schodzi w cień.
Tak więc przenosimy się do Londynu lat 60-tych. Bracia Kray to bliźniacy, tak różni, jak to się tylko bliźniakom zdarza. Jeden jest uroczym rzezimieszkiem, którego kochają wszystkie starsze panie i młodsze też, drugi to ewidentny psychopata i miłośnik homoseksualizmu. Jedno jest dla obu najważniejsze - braterska lojalność. Tak silna, że staje się ich przekleństwem - bo nie potrafią należycie reagować, kiedy wszystko, co zbudowali, może się zawalić.
Smaczny motyw w tym filmie to na pewno narodziny bandyckiej grupy większego kalibru w mieście, które wydaje nam się jeszcze całkiem spokojne. Kiedy to ci najmocniejsi chłopcy ze złych dzielnic awansują, wyłażą na zewnątrz i robi się o nich głośno. Kiedy stają się swoistymi gwiazdami, ba, przyciągają do siebie ludzi znanych i uznanych... Kiedy jeszcze nie wiedzą, że lepiej nie afiszować się z pieniędzmi, tylko w spokoju je wydawać. Coś państwu to przypomina? Nasze dzikie lata 90-te? A jakże. CP