Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że wszelkie publiczne wypowiedzi o tym miejscu są nasiąknięte bieżącą polityką. Bydgoski Stary Rynek, jako najważniejszy plac w mieście, stał się orężem w wojnie polsko-polskiej i wiele wskazuje na to, że tym orężem pozostanie jeszcze przez wiele lat. Z tego powodu polityczni przeciwnicy PO i personalnie prezydent Rafała Bruskiego za nic publicznie nie przyznają się, że kończony właśnie remont rynku przypadł im do gustu. Nie czuję się żołnierzem na wojnie polsko-polskiej, więc mam nadzieję uczciwie przedstawić moje wrażenia.
Po pierwsze, nie przeszkadza mi to, że na rynku nie będzie stałej zabudowy. Miasto nie ma porządnego centrum kongresowego i tego stanu rzeczy nie zmieni powstanie czwartego kręgu opery czy rozbudowa Filharmonii Pomorskiej. Nie mamy też hali widowiskowo-sportowej na miarę XXI wieku. Łuczniczka szybko się zestarzała i dziś już wyraźnie ustępuje parametrami halom, które w ostatnich latach powstałych w innych dużych miastach w Polsce. Dobrze zatem, że choć rynek będziemy mieli na tyle przestrzenny, by bawić się na nim w sylwestra czy paradnie obchodzić państwowe święta. Nie przeszkadza mi także kilkunastometrowe przesunięcie pomnika Walki i Męczeństwa na skraj płyty. Cieszę się natomiast, że ten pomnik pozostał na rynku, bo moim zdaniem jest ładny i upamiętnia naprawdę ważne wydarzenia w dziejach Bydgoszczy.
Nie czuję natomiast żadnego sentymentu do bruku, który pokrywał rynek przed remontem. Źle się po nim chodziło nie tylko w szpilkach i uroku temu miejscu bynajmniej nie dodawał. Płyty, które bruk zastąpiły, również zbytnio nie cieszą oka, ale na pewno chodzi się po nich wygodniej.
Drzewka, które stanęły w dwóch rogach płyty, są na razie tak małe, że w ogóle nie wpadają w oko. I pewnie sporo lat upłynie, zanim staną się ozdobą starówki. O ile przetrwają. Lipa, którą posadzono obok gmachu biblioteki, w upale wyglądała na mocno wycieńczoną pogodą. A przecież lato dopiero się zacznie…
Jednak walory i wady nowego Starego Rynku w pełni będzie można docenić dopiero, gdy rozłożą się na nim kawiarniane i restauracyjne ogródki. Klimat nam się wyraźnie ocieplił, a coraz nowocześniejsza technika grzewcza pozwala na utrzymywanie takich ogródków praktycznie przez cały rok – tak dzieje się np. w wielu miastach w Niemczech. Mam nadzieję, że nasi restauratorzy też pójdą w tym kierunku. Przed miastem stanie zatem ważna misja: dopilnowania, by wystrój ogródków trzymał wielkomiejski fason. Jednakowe i solidne stelaże do parasoli świadczą, że urzędnicy poważnie myślą o zachowaniu urody tego miejsca. Oby wobec innych szczegółów byli równie nieugięci.
