Bandyci na motorach urządzają sobie nocne wyścigi. Stare wysłużone maszyny z uproszczonymi tłumikami ryczą wśród blokowisk. Prawdziwi motocykliści wstydzą się za nich.
<!** Image 2 align=right alt="Image 130074" sub="Burnout (ang. - palenie gumy) to nie tak niebezpieczna dyscyplina, jak jeżdżenie 200 km/h, jednak całkiem widowiskowa. Wkrótce będziemy mogli podziwiać motocyklistów palących gumę w Bydgoszczy. / Fot. Radosław Sałaciński">- Chciałem wyjść z mieszkania i rzucić w gościa kamieniem. Przy tej prędkości, z jaką jeździ, pewnie od razu padłby martwy. Nie mogłem już znieść tego ryku motocykla w środku nocy - mówi mieszkaniec bloku na Osowej Górze. Od tygodnia obserwuję chłopaka, który ubrany w dres i kask jeździ po ul. Kolbego. Czasem dołącza do niego quadowiec. Dramat zaczyna się, gdy motocykliści szaleją na osiedlowych uliczkach. Huk maszyn odbija się o ściany bloków.
- Ze względu na coraz większą liczbę motocykli, problem stał się już powszechny - mówi Maciej Daszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
<!** reklama>Każda prosta i w miarę równa droga jest areną nocnych wyścigów. W Bydgoszczy organizują wyścigi na ul. Armii Krajowej, Fordońskiej, Kamiennej.
- Mamy swoją miejscówkę na Kamiennej. W nocy można tam bezpiecznie pośmigać. Jednak aby poszaleć, jeździmy na tor w Poznaniu - przekonuje Jarek właściciel tzw. ścigacza. Na swoim koncie ma już kilka wywrotek, ale nie rezygnuje z jazdy. - Staram się ostrożnie jeździć, chociaż czasem w człowieku burzy się krew i trochę dodaje gazu. Poza tym ścigacz nie jest po to, aby wolno jeździć. Już na pierwszym biegu można osiągnąć 140 km na godzinę. To potężne maszyny i trzeba trochę wyobraźni przy ich użytkowaniu - opowiada.
Niestety, Internet dodatkowo pobudza wyobraźnię młodych. Powoli jednak i wśród młodych motocyklistów rośnie niezadowolenie. Na stronie, jednym z popularnych portali o ścigaczach zamieszczono przedwczoraj list z Torunia. Jego autor również motocyklista uskarżał się na nocne wyścigi po ul. Grudziądzkiej. Portal skomentował m.in.: Czy powinniśmy się wtedy dziwić, że leżącemu na ulicy motocykliście nikt nie chce udzielić pomocy? Chyba nie, bo przecież statystyczny Kowalski, przedzierający się w korku swoim lanosem do roboty, natychmiast dochodzi do wniosku, że to pewnie jeden z tych, którzy wczoraj nie dali mu spać. No i dobrze mu tak, niech sobie tam leży. Ma za swoje. W ten oto prosty sposób normalna większość cierpi przez małą, głupią, zakompleksioną i bezmyślną mniejszość.
Czy bydgoska policja ma czym łapać zakompleksioną mniejszość? Maciej Daszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji zapewnia, że tak. Na wyposażeniu są w miarę szybkie samochody, a także motocykle.
- Jeśli jeden patrol nie zatrzyma motocyklisty, to informacja przechodzi do następnego. Drogówka ma swoje sposoby na zatrzymanie łamiących przepisy - dodaje.
Starzy miłośnicy jazdy na motorach jednoznacznie oceniają szalejących po ulicach.
- To bandytyzm. My się do nich nie przyznajemy i nie trzymamy się z nimi. Sprowadzają stare motory z Anglii i często tylko w jeansach jeżdżą po drogach. Nierzadko napakowani prochami czy też upici alkoholem. Są zagrożeniem dla siebie i innych. Jednak pozostaje kwestia, że dramatycznie brakuje miejsc, gdzie można byłoby jeździć - mówi Zbigniew Ginter, motocyklista, zasłużony zawodnik i sędzia.
4Bydgoszcz strona 8
4Komentuj: www.express.bydgoski.pl