Owszem, był czas, gdy kradzieże wózków były na porządku dziennym. Domyślam się, że znajdowały one nowe zastosowanie w przydomowych ogródkach lub na działkach. Zdarzały się też porwania wózków w celu krótkotrwałego użycia. Ktoś miał pijacką najczęściej fantazję, by w wesołym towarzystwie powozić się w wózku, a potem wepchnąć go w krzaki.
Mam jednak wrażenie, że te czasy już minęły. Kto chciał mieć pod domem kradziony wózek, już go ma. Kto się nim bawił, już się taką zabawą znudził. Zamykanie wózków jest dziś tylko upierdliwością zniechęcającą do większych zakupów (jako że mniejsze, plastikowe wózki i koszyki są zwykle dostępne bez zabezpieczeń) w i tak pustawych sklepach.
W czasie pandemii zamknięty wózek, zmuszający do sięgania po monety, zwiększa także ryzyko zakażenia. Po co zachęcamy klientów do zapłaty kartą i zwiększyliśmy limit transakcji zbliżeniowych, skoro i tak muszą z portfela wygrzebać złotówkę?
