Po czwarte wreszcie, bo wypadki rozgrywały się na strzeżonym kąpielisku, będącym chlubą naszego WOPR-u. Nie będę dolewał oliwy do ognia, rozważając, czy jeśli chłopak zaczął tonąć już za obszarem strzeżonym, to ratownicy nie mieli obowiązku i nie mogli go ratować. Niech to ustalą policjanci i biegli.
Jeden wniosek z tej ponurej historii jest oczywisty i niepodważalny. Nie ma bezpiecznych kąpielisk - a przynajmniej w pełni bezpiecznych. Jeśli ktoś szybko idzie pod wodę, jeśli w tej wodzie kłębi się tłum hałasujących ludzi, to żaden ratownik, nawet David Hasselhoff ze „Słonecznego patrolu”, nie da gwarancji skutecznej pomocy. Już raz to pisałem tego lata, ale jeszcze raz powtórzę. Oddalając się od brzegu, ciągnijmy za sobą deskę ratunkową. To żaden wstyd, a to może być cena życia.
Nie ma bezpiecznych kąpielisk


Jarosław Reszka
Śmierć Michała w jeziorze w Borównie to tragedia, o której spokojnie mówić nie sposób. Po pierwsze dlatego, że utonął nastolatek. Po drugie, bo utonął, płynąc obok ojca, który nie miał sił mu pomóc. Po trzecie, bo na brzegu czekała na niego matka, też bezsilna wobec nieszczęścia.