Po trzecie, bo na brzegu czekała na niego matka, też bezsilna wobec nieszczęścia. Po czwarte wreszcie, bo wypadki rozgrywały się na strzeżonym kąpielisku, będącym chlubą naszego WOPR-u. Nie będę dolewał oliwy do ognia, rozważając, czy jeśli chłopak zaczął tonąć już za obszarem strzeżonym, to ratownicy nie mieli obowiązku i nie mogli go ratować. Niech to ustalą policjanci i biegli.
PRZECZYTAJ:[TRAGEDIA W BORÓWNIE] Ojciec ofiary: akcja ratownicza była prowadzona chaotycznie
Jeden wniosek z tej ponurej historii jest oczywisty i niepodważalny. Nie ma bezpiecznych kąpielisk - a przynajmniej w pełni bezpiecznych. Jeśli ktoś szybko idzie pod wodę, jeśli w tej wodzie kłębi się tłum hałasujących ludzi, to żaden ratownik, nawet David Hasselhoff ze „Słonecznego patrolu”, nie da gwarancji skutecznej pomocy. Już raz to pisałem tego lata, ale jeszcze raz powtórzę. Oddalając się od brzegu, ciągnijmy za sobą deskę ratunkową. To żaden wstyd, a to może być cena życia.