Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie dla rozwydrzonych bab

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Zdjęcie pochodzi z książki Marka K. Jeleniewskiego i przedstawia wycieczkę do Chojnic, przez Koronowo
Zdjęcie pochodzi z książki Marka K. Jeleniewskiego i przedstawia wycieczkę do Chojnic, przez Koronowo zdjęcie z książki Marka K. Jeleniewskiego
Na łamach „Dziennika Bydgoskiego” 90 lat temu toczyła się gorąca dyskusja na temat sposobu plażowania bydgoszczanek.

Zaczęła się 7 czerwca 1924 roku, u progu lata, od listu do redakcji od Marji Lemańskiej, postulującej zorganizowanie w Bydgoszczy otwartych plaż z leżakami i miejscami do kąpieli, wspólnych dla kobiet i mężczyzn m.in. w ogrodzie miejskim i na terenie Strzelnicy przy ul. Toruńskiej. Czytelniczka wysoko chwaliła aero- i soloterapię i ich dobroczynne skutki dla organizmu i wyrażałą nadzieję, że Bydgoszcz pod tym względem dogoni Europę.
[break]

Na list ten szybko odpowiedziała Marta Gęsińska, protestując gwałtownie przeciwko takim pomysłom. Jej zdaniem, wspólne plażowanie to wyraz zdziczenia obyczajów, to okazja do powszechnego zgorszenia, to rzecz absolutnie niedopuszczalna w „naszej katolickiej Bydgoszczy”. To prawdziwa „Sodomia i Gomoria”. Gęsińska radziła, by zamiast plażowania pani Lemańska czytała katechizm. Oberwało się też przy okazji i redakcji za propagowanie „nieprzwoitych pomysów”.

„Szanowna redakcjo” - oburzyła się w responsie wywołana do tablicy Lemańska - „pani Gęsińska robi na mnie wrażenie gęsi, która wydzióbała sobie pióro z pod ogona i napisała niem wysoce moralizujący artykuł. Kto ma duszę czystą, ten niema nieczystych myśli, czego o tej pani nie da się powiedzieć. (...) To pobożnisia, co to modli się pod figurą, a ma diabła za skórą (...) mogę tej pani wyrazić tylko szczere współczucie i spytać jej, gdzie się ona właściwie wychowała: w Pipidówce czy w Psiej Wólce. Wojować z taką parafiańszczyzną trudno, ale trzeba ją publicznie napiętnować”.

Czytelnicy rychło podzielili się na dwie grupy, zwolenników Lemańskiej i popierających Gęsińską. Do redakcji wpłynęły dosłownie setki listów, w całym mieście na ulicach, w sklepach, kawiarniach i na spotkaniach towarzyskich rozgorzał gorący spór.

Marta Gęsińska nie mogła nie mieć w tym sporze ostatniego słowa. „Gdybym mogła z Lemańską w cztery oczy pogadać” - pisała w kolejnym liście - „już jabym jej tak przygrzała, że na parę lat gruntownie odechciałoby się jej wspólnych plaży, dobrych parę tygodni siedzieć by nie mogła (...) Wychowałam się nie w Psiej Wólce, ale w Przemyślanach w Małopolsce (...) przyzwoitości i dobrych obyczajów do śmierci bronić będę”.

Czytelniczka dodawała jeszcze, że w najbliższą niedzielę da na mszę w intencji przejrzenia na oczy Lemańskiej. Apelowała też do zarządcy Strzelnicy, żeby nie dał się jej przeciwniczce „do grzechu przywieść” i przyszykował dwie osobne plaże w ogrodzie, to „porządni goście do niego przyjdą, a nie takie, którym ino flirt po głowie chodzi”.

Spośród wielu listów popierających obie skłócone bydgoszczanki najbardziej zabawny był przysłany przez Annę L.: „Ta tylko boi się dekoltażu i ludzkich spojrzeń, której Pan Bóg nie powiem urody, ale jakiej takiej reprezentacyi poskąpił. W tem położeniu musi znajdować się pani Gęsińska, ale to jeszcze nie racja, aby i inne od tego odmawiała. Ja się na plażę wyjść nie boję i swoją figurę pokazać, a mam prawie 60 lat”. Następnego dnia ukazała się szybka riposta Jadwigi K., która widocznie Annę L. znała: „niech się pani L. tak nie renomuje swoją tuszą, bo słonina, która już wisi 60 lat, do specjałów nie należy”.

Najlepszym podsumowaniem parotygodniowej dyskusji (obie strony sporu pozostały przy swoim zdaniu) był list podpisany przez anonimowego „miłośnika Brdyujścia”, w którym autor dowodził, że cały spór większego sensu nie ma, bowiem: „na bydgoskich dancingach wiele pań w strojach dalece śmielszych niż kąpielowe przytula się do panów (...) w Brdyujściu w upalny dzień spotkać każdy może cały szereg poławiaczy ryb w stroju adamowem, a nad rzeką prowadzi promenada, którą przechodzą dzieci i panienki w towarzystwie rodziców. Jeśli policja bydgoska akceptuje te zwyczaje, to nacóż cała ta dyskusja?”

Redakcja polemikę zamknęła definitywnie po otrzymaniu listu od Zjednoczenia Zawodowego Polskiego z postulatem, aby „zamknąć łamy „Dziennika” dla histerycznych i rozwydrzonych bab (...) jeśli te panie kłótni nie zaniechają, to robotnicy przyjdą z porządnym kijem i pogodzą je w sposób przez nie z pewnością nie pożądany”.
A dyrektor Strzelnicy w tymże 1924 roku na wszelki wypadek zorganizował jednak dwie plaże dla bydgoszczanek (jedną wspólną i jedną wyłącznie dla pań) tak, aby wilk był syty i owca cała.

P.S. Nazwiska czytelniczek piszących do „Dziennika” zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!