Kupując towar, mamy prawo do reklamacji. Często jednak towarzyszą jej zbyt duże emocje.
<!** Image 2 align=right alt="Image 48047" sub="Jerzy Okoniewski nie ma szczęścia do zakupu butów. Wybiera się do reklamacji z kolejną parą">- Oddaliśmy mu pieniądze za reklamowane buty, ale on w sklepie pełnym klientów krzyczał, aby nie kupowali u nas butów - mówi pani Sławomira. Zastrzega, aby nie podawać nazwiska. To na nią w miniony piątek nakrzyczał Jerzy Okoniewski. Mężczyzna nie ukrywa, że tak było.
Za późno reklamował
Jego przygoda ze sklepem obuwniczym „Iwona” w Żninie zaczęła się 4 stycznia. Wtedy kupił sobie ocieplane botki męskie, za które zapłacił 79 złotych.
- Nie minął miesiąc i buty zaczynały się rozpadać - opowiada Jerzy Okoniewski. - Niestety, mojej reklamacji w sklepie nie uznano. W zgłoszeniu sprzedawczyni napisała „Na podstawie oględzin stwierdza się rozległe rozklejenia polegające na odklejeniu się cholewki od podeszwy. Zdarza się to podczas wielokrotnego, intensywnego przemoczenia obuwia i gwałtownego suszenia blisko źródła ciepła. Gdyby obuwie dostarczono do naprawy przy zaczynających się odklejeniach, nie doszłoby do uszkodzenia tworzywa syntetycznego pokrywającego cholewki. Tak więc wina leży po stronie klienta, który zbyt późno zareklamował obuwie”.
- Nie zgodziłem się z jej opinią - mówi niezadowolony klient.
Specjalista ocenił inaczej
Jan Okoniewski odwołał się do Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Bydgoszczy. Jednocześnie zlecił rzeczoznawcy wydanie opinii w sprawie reklamowanych butów. Za opinię zapłacił 20 złotych. Opłaciła się jednak, bo rzeczoznawca do spraw jakości wyrobów skórzanych i skóropodobnych Zdzisław Perzyński, stwierdził, iż za wady obuwia wyłączną odpowiedzialność ponosi producent. „Delaminacja oraz pękanie lica tworzywa zastosowanego na wierzchy cholewek są następstwem jego zaniżonej jakości”- czytamy w wydanej opinii.
<!** reklama left>Właściciel sklepu obuwniczego „Iwona”, mieszkający w Inowrocławiu, w wyniku mediacji z WIIH, zdecydował się oddać pieniądze. Klient miał je odebrać w sklepie, w którym nabył obuwie.
- Uważałem jednak, że należy mi się zwrot kosztów podróży do Bydgoszczy i 20 złotych, które musiałem zapłacić rzeczoznawcy - opowiada Jerzy Okoniewski. - Kiedy zażądałem tych pieniędzy, pani sprzedająca buty naubliżała mi.
- To nieprawda - zapewnia pani Sławomira. - Prosiłam pana Okoniewskiego, aby poczekał na właściciela sklepu, bo ja nie miałam prawa zadecydować o tym. On nie chciał czekać i zaczął krzyczeć.
Personel sklepu zapewnia, że nie uchyla się od reklamacji, ale niechętnie widzi klientów, którzy krzykiem dochodzą swoich praw.