[break]
W połowie grudnia 2015 weszły w życie przepisy ustawy z 9 października 2015 r. o systemie informacji w ochronie zdrowia. Wprowadziły one istotne zmiany w zakresie ordynacji leków refundowanych. Wątpliwości lekarzy i farmaceutów wywołały nowe zapisy ustawy - prawo farmaceutyczne.
Otóż ustawodawca wymienił elementy niezbędne, jakie powinna zawierać recepta, w tym nowe dane, czyli: kod pocztowy oraz numer telefonu „do bezpośredniego kontaktu z osobą wystawiającą receptę”. Czy to oznacza, że lekarz ma podać na recepcie numer swojego prywatnego telefonu komórkowego?
- Uważam, że należy podać numer kontaktowy do przychodni - wyjaśniał Wojciech Pacholicki, wiceprezes Federacji „Porozumienie Zielonogórskie”. - Byłoby absurdem, gdyby lekarz miał podawać na recepcie swój prywatny telefon.
Wystarczą dane przychodni
Wątpliwości w tej sprawie mieli także farmaceuci. Prezes Naczelnej Izby Aptekarskiej zwrócił się do ministra zdrowia o zajęcie stanowiska, czy realizacja recepty niespełniającej wymagań może skutkować brakiem refundacji. Na szczęście tak się nie stało, bo ostatecznie, jak się dowiedzieliśmy w bydgoskim Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia, należącym do Federacji „Porozumienie Zielonogórskie”, Ministerstwo Zdrowia zgodziło się na propozycje tej organizacji i na to, by dane osobowe lekarza wystawiającego receptę nie były umieszczane na receptach. Zamiast nich w odpowiednich rubrykach wpisywane są tylko dane jednostki podstawowej opieki zdrowotnej.
Projekt obywateli
Jednak sposób wypisywania recept nie jest jedynym problemem, z którym ustawodawca powinien się zmierzyć. Pod koniec 2015 roku i po kilkunastu miesiącach z „zamrażarki” wyjęty został obywatelski projekt ustawy refundacyjnej.
Obecna ustawa obowiązuje od maja 2012 roku i jest krytykowana zarówno przez lekarzy jak i pacjentów. „Porozumienie Zielonogórskie” przypomina, że poprzedni rząd nie przedstawił oceny jej skutków.
Natomiast w projekcie „Porozumienia Zielonogórskiego” najistotniejsze jest przyjęcie nowej zasady, by refundacja leku zależała wyłącznie od decyzji lekarzy, a wskazania refundacyjne leków uwarunkowane były stanem klinicznym pacjenta i wiedzą lekarską, a nie obwieszczeniem, wydawanym przez urzędników Ministerstwa Zdrowia.
- Być może nasz projekt będzie miał teraz więcej szczęścia niż poprzednio, gdy przez ponad półtora roku nikt się nim nie zajmował - wyraził nadzieję Wojciech Pacholicki. - To ważna inicjatywa, popierana przez pacjentów i liczne środowiska medyczne. Podpisało się pod nią ponad 150 tysięcy osób. Ponadto projekt jest dobrze przygotowany, a jego celem było przede wszystkim wyeliminowanie błędów obowiązującej ustawy refundacyjnej, która spowodowała wiele negatywnych skutków. Najważniejsze z nich to: spadek liczby przepisywanych leków refundowanych, wzrost wydatków pacjentów na leki oraz coraz powszechniejsze zjawisko niewykupywania leków przez uboższych pacjentów, a także nadmierne obciążanie lekarzy biurokracją.
Jedne w górę, inne w dół
Na razie, niestety, obowiązują stare zasady i lista leków refundowanych, która weszła w życie w styczniu 2016 roku.
- Tradycyjnie niektóre leki staniały, inne zdrożały - wyjaśnia Piotr Chwiałkowski, prezes Kujawsko-Pomorskiej Izby Aptekarskiej w Bydgoszczy. - Dostępność do preparatów utrzymuje się na stałym poziomie. Niektóre z nich ciągle pozostają na listach leków deficytowych.
Podobnie jak w minionym roku nie ma pełnego zaopatrzenia w niektóre preparaty, które zapobiegają powstawaniu zakrzepów, m.in. heparyny, oraz niektóre rodzaje insulin.
Nowa lista, jak mówił w Sejmie Bartosz Arłukowicz, były minister zdrowia w rządzie premier Ewy Kopacz, najbardziej uderza w pacjentów, którzy przeszli przeszczep organów.
- Pierwsza decyzja refundacyjna tego rządu to kilkusetzłotowe podwyżki dla pacjentów po przeszczepach. Dlaczego dla nich? - pytał poseł Bartosz Arłukowicz.
Kontrowersje wbudziła podwyżka cen leków: Prografu (stosowany po przeszczepach), który kosztuje 159,06 zł (wcześniej 3,2 zł) i Valcyte (leczenie AIDS). Zdrożeje on o 1417,50 zł.