Spektakl zaczyna się właściwie już w foyer, gdzie z monitorów płyną potoczyste przemówienia „gadających głów”. Scenografię urządzono na zapleczu dużej sceny Teatru Polskiego. Bo też jest to zaplecze wiecu, zaplecze wielkiej polityki. Jeden z uczestników obrad (w tej roli Mirosław Guzowski) wychodzi do zgromadzenia i - dzięki wideotransmisji - widzimy jak staje przy mównicy i mówi, mówi...
Dramat Przybyszewskiej, niedokończone domknięcie trylogii o rewolucji francuskiej, koncentruje się na ostatnich godzinach życia Maxilimiena Robespierre’a. Ale on pojawia się późno. Najpierw śledzimy, jak w Komitecie Ocalenia Publicznego rozwija się spisek przeciwko Nieprzekupnemu (tak lud nazywa Robespierre’a). Później zdarzenie to przejdzie do historii jako przewrót 9 thermidora (27 lipca 1794 roku).
Uczestnicy spisku mają na sobie współczesne ubrania, siedzą w kurtkach, jakby dla zasugerowania, że wpadli tu w przelocie, żeby załatwić ważną sprawę. Wszyscy są zmęczeni, zestresowani, nieufni. Boją się. Cień Nieprzekupnego, który - chory - od tygodni nie pojawia się publicznie, nie pozwala normalnie oddychać.
Wokół sześciokątnego stołu rozgrywa się ten dramat pionków historii, które chcą ocaleć. Tyrady brzmią cynicznie, nikt już właściwie nie wierzy w ideały rewolucji, równość - główny temat spektaklu - kojarzy się zaś upiornie z równaniem ludzi za pomocą gilotyny.
Podobać się może zestaw aktorski, do czego bydgoski teatr nas już przyzwyczaił. Oszalały z żądzy mordu Mirosław Guzowski. Przestraszony, marzący o spokoju Roland Nowak.
akub Ulewicz, inicjator spisku, sączący niepokój z dźwiękoszczelnej kabiny, kostyczny i precyzyjnie punktujący oponentów. Paweł Gilewski, który w kowbojskim kapeluszu i odgrywa przed nami pełen witalności taniec. W ostatecznym rachunku - taniec śmierci.
Cynicznego pismaka gra Marcin Zawodziński. A to przymilnie mruga oczkami, a to jak małpka wskakuje na rusztowanie. Zrobi wszystko, byle mu zapłacić. Maciej Pesta chyba polubił rolę „odklejonych” od rzeczywistości - i tym razem śledzimy stopniowe pogrążanie się w obłędzie jego postaci.
Główna rozgrywka przypadła gościom. Grzegorz Artman jako Robespierre wnosi powiew niesamowitości, to już właściwie nie człowiek, lecz upiór, który chce rzucić Francję w otchłań totalnej wojny.
Zapamiętamy jego oczy w chwili, gdy okryje je cień gilotyny. Partnerujący mu Piotr Wawer jako Saint-Just, zwany Aniołem Śmierci, przypomina Śmierć z „Siódmej pieczęci” Bergmana. Twarz-maska, kocie ruchy, głos uprzejmie ściszony - to wszystko zasłony skrywające potwora.
Rewolucja jest potworem. Na końcu każdej wzniosłej mowy o równości zawsze jest kropka - czyjaś głowa spadająca do kosza z trocinami.
***
„Thermidor” jest pierwszym spektaklem wyreżyserowanym przez Pawła Wodzińskiego jako dyrektora TPB. On też przygotował scenografię.
Kostiumy i światła - Agata Skwarczynska.
Tłumaczenie - Stanisław Helsztyński.
Spektakl zobaczymy też w najbliższy wtorek i środę o godz. 19.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?