Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na świętach nie oszczędzano

Iwona Matusiak
Przed nami Niedziela Palmowa i Wielki Tydzień. O tradycjach i obyczajach wielkanocnych opowiada Anna Sergott z Muzeum Ziemi Krajeńskiej w Nakle.

Przed nami Niedziela Palmowa i Wielki Tydzień. O tradycjach i obyczajach wielkanocnych opowiada Anna Sergott z Muzeum Ziemi Krajeńskiej w Nakle.<!** Image 2 align=none alt="Image 208206" sub="Dzisiejsze ozdoby świąteczne są różnorodne i kolorowe, dawniej wszystko było o wiele skromniejsze / fot. Archiwum">

W Niedzielę Palmową udajemy się do kościoła z palmami, ale dziś wyglądają one zupełnie inaczej niż dawniej.

Kiedyś były zdecydowanie skromniejsze. Składały się głównie z gałązek nazywanych potocznie bazimi, kotkami, ewentualnie doczepiano jakieś wstążeczki. Tak wyglądały tradycyjne palmy krajeńskie, wierzono, że mają one magiczną moc. Zjedzenie takiego baziego kotka, oczywiście wcześniej poświeconego, miało chronić przez cały rok przed chorobą, a zakopany na polu miał przynieść urodzaj. Dzisiejsze palmy natomiast to palmy wileńskie. Skromne były również pisanki, które były albo po prostu barwione, na przykład poprzez gotowanie w łupinach z cebuli albo malowane woskiem i później malowane. Pisanki wręczono sobie również w prezencie, a wykonywano ich mnóstwo.

Tradycje wielkanocne to mieszanka różnych obyczajów.

Cześć obyczajów ma swoje głębokie korzenie, a część przyszła z czasem, wraz z ludźmi, którzy osiedlali się na naszych terenach. Najważniejszym wydarzeniem jest oczywiście śniadanie wielkanocne, a wraz z nim żurek. Była to potrawa postna, którą w ogóle jadło się przez cały okres postu, zamiennie ze śledziami i ziemniakami. Odbywało się coś takiego jak pogrzeb żuru, żeby już przez dłuży czas go nie oglądać.

Jakie potrawy zatem były najważniejsze podczas śniadania?

Królowały jaja, szynki, a w co zamożniejszych domach pieczono całe prosięta. Była to bowiem jedna z niewielu okazji do tego, by najeść się do syta, więc na jedzeniu nie oszczędzano. Przygotowywano naprawdę ogromne ilości potraw, bo też na święta spotykano się nie tylko z bliższą, ale też z dalszą rodziną. W większych dworach do stołu siadała czasami nawet setka osób. Do przygotowywania niektórych dań przykładano szczególną wagę, na przykład do bab wielkanocnych.

Jak wyglądał proces przygotowania takiego ciasta?

Do wypieku baby zużywano nawet 120 jajek, a pieczone były one w piecach chlebowych. Przygotowania zaczynano w Wielki Piątek, kiedy to zatykano w domu wszelkie szpary w oknach i drzwiach, ponieważ ciasto było bardzo wrażliwe. Dodawano szafran, po wyrobieniu ciasta drożdżowego chowano go pod pierzynę, aby spokojnie mogło sobie wyrosnąć. Po jakimś czasie wkładano do pieca. Wypiek często był tak duży, że nie można było go wyjąć przez drzwiczki, więc wówczas rozbierano piec częściowo, aby tylko nie uszkodzić placka. Aby dobrze ostygło, zawijano w coś dużego i kołysano jak małe dziecko. Panował taki przesąd, że jeżeli gospodyni nie uda się baba wielkanocna, to może to przynieść jakieś nieszczęście. Mało znane były natomiast takie wypieki jak pascha czy sękacze, które robiono głównie na Wschodzie. Mazurki natomiast pojawiły się na naszych stołach dopiero w XVIII wieku. Jest to ciasto z pochodzenia tureckie.

Dużo jedzenia na świątecznym stole wróżyło dostatek.

Tak, poza tym ludzie byli wyposzczeni. Kiedyś Wielkiego Postu przestrzegano bardzo rygorystycznie, w środy i w piątki powstrzymywano się od jedzenia jakichkolwiek produktów zwierzęcych. Często też żyło się o samym chlebie i wodzie albo w ogóle nie jadło się nic. Poza tym podczas śniadania wielkanocnego nie podawano żadnych potraw na ciepło, jak i w ogóle przez całą niedzielę. Był też zwyczaj dzielenia się jajkiem, który dzisiaj właściwie zupełnie już zaniknął.

Były też przywoływanki.

Było to wyczytywanie wierszyków mniej lub bardziej złośliwych, a ich tematem były wszystkie panny we wsi. Jeżeli któraś miała narzeczonego, to mógł ją wykupić, na przykład alkoholem, i wtedy czytano pochlebne rymowanki. Co najciekawsze dziewczęta wolały, żeby te wierszyki na ich temat były złośliwe niż żeby nie było ich wcale. Żadna z nich nie chciała zostać pominięta. Po odczytaniu takiego wierszyka decydowano, jaka kara należy się danej pannie, czyli ile wiader wody wyleje się na nią następnego dnia.

Śmigus dyngus wyglądał inaczej.

Było coś takiego, jak boże rany, czyli tłukło się dziewczęta po łydkach rózgami. Jeżeli było już lanie wody, to robili to jedynie chłopcy, którzy za cel obierali sobie pannę, która im się najbardziej podoba. Dorośli w tym czasie chodzili z procesją po polach i modlili się o dobre plony, natomiast starsi chłopcy chodzili z kurem. Aby stworzyć jego podobiznę, często wyrywano pióra kogutom. Chodzili z tym kurem po wsi, śpiewali i składali życzenia, a w zamian oczekiwali poczęstunku. Tradycja podobna do bożonarodzeniowego kolędowania.

Prezenty dla dzieci były natomiast skromne.

Były to najczęściej drobne słodycze i ogromne ilości pisanek. Z opowieści osób z mojej rodziny wiem też, że było coś takiego, o ile oczywiście pozwalała na to pogoda, że robiono gdzieś na dworzu gniazda, gdzie chowano podarki, a dzieci musiały chodzić z koszyczkiem i ich szukać.<!** reklama>

A co z tymi wszystkimi kurczaczkami, barankami i zajączkami?

Kurczak wykluwający się z jaja to tradycja znana od dawna, związana z symboliką narodzenia nowego życia, budzenia się. Baranki też od zawsze były obecne w kulturze chrześcijańskiej. Natomiast zajączki pochodzą jeszcze z czasów pogańskich, z tradycji celtyckiej. Symbolizowały boginię płodności, wiosny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!