Najpierw zadzwoniła bratanica z Warszawy. Oprócz rodzinnych drobiazgów usłyszałem, że jej kolega dostał od policjantów 500-złotowy mandat za bieganie po Lesie Kabackim. A potem w mediach społecznościowych znalazłem post pewnego bydgoszczanina, który poskarżył się, że również pięć stówek musi zapłacić za wyjście z psem do śródmiejskiego parku im. Kazimierza Wielkiego. Była sobota, 7:50 rano. Człowiek mieszka 50 metrów od parku. Policjantów te argumenty nie przekonały. Ukarany dołączył do swej skargi zdjęcie mandatu.
Zgoda, wszyscy teraz walczymy o życie. Biegacz może sobie kupić stepper albo elektryczną bieżnię i trenować przed telewizorem. Ale co zrobić z psem w centrum miasta? Kupić mu kuwetę?
Zanim dowiedziałem się o surowych karach, w sobotę kopnąłem się na rowerze do lasu. Bez Nówki. „W razie czego powiem - myślałem sobie - że jestem tu w pracy. Przecież to prawda, zbieram informacje do komentarza”. Dobrze, że żaden patrol mnie tam nie wyhaczył, bo podejrzewam, że moja wymówka zdałaby się psu na budę.
