Najpierw mieliśmy konwencję, wypasioną jak benefis Zenka Martyniuka w TVP. I tylko mało kto ją przyuważył, bo kompletnie przykrył ją paluch pani Joanny. Do tego opozycja - co to zwykle jest skuteczna inaczej - z palucha wyciągnęła, co mogła. Potem ludowi pokazano panią szefową kampanii, co to wdziękiem i urokiem osobistym miała podkręcić walory pana prezydenta. Tyle że nie podkręciła, a przykryła pana Dudę tak skutecznie, jakby sama w wyścigu startowała.
Najpierw wyskoczyła z tym prostym do zinterpretowania złośliwego tekstem o wolności słowa. Potem wyciągnięto jej akcję z wyborów samorządowych, podczas której nie dość, że ponoć łamała ciszę wyborczą, to jeszcze miała ugryźć zatrzymującego ją obywatelsko obywatela. Skończyło się tytułem królowej memów, z których najbardziej ukochałem ten z Hannibalem Lecterem, dziwującym się, że pani ugryzła, a nie zjadła.
Żeby zachować parytet, do pań obu dołączył duet miśków ze służb niespecjalnych. Panowie zaczęli, ku uciesze ludu, walczyć z dawnym kamratem. No i jeszcze jak zwykle z pudła wyskoczył niezawodny pan Banaś , co to się Prezesowi nie kłania... A biedny prezydent tylko tak ściska i ściska te łapki po miastach i wsiach - i coraz mniej wyraźny się robi, dzięki współpracownikom własnym. Bo nawet pan Kurski się zapowietrzył i już tak topornie lansuje pana Dudę, że może to się skończyć jak z tym Zenkiem, co to go cała Polska ma dosyć. A swoją drogą, kto podpowiedział prezydentowi, żeby sprawę 2 miliardów dla TVP ciagnąć jak gumę od majtek? Olsen?
Pytanie, czy ta kampanijna żenada zmieni układ sił w wyborczym wyścigu? Przekonany jestem o tym tak sobie. Na razie opozycja jedzie głównie na wpadkach, a to trochę słabo. I chyba jeszcze nie nadszedł ten momencik cudny, kiedy wajcha się przekłada i polityk zaczyna iść pod wiatr i pod górkę. Tak jak było z panem Komorowskim, który od pewnego momentu cokolwiek zrobił, to było źle, śmiesznie i obciachowo. Choć tak naprawdę, to wcale nie było.
