Nie była to prorocza myśl. Z redaktorem Derendą źle się nie pracowało, choć rzeczywiście był regularnie obiektem żartów i utyskiwań dziennikarskiej czeredki. Żartowano z jego oszczędności i zapobiegliwości, utyskiwano głównie na upór i niektóre pomysły służące zbrataniu reporterów z czytelnikami – zwłaszcza te, które wymagały sobotnich, wielogodzinnych dyżurów na osiedlowych festynach.
Nikt jednak nie mógł odmówić redaktorowi Derendzie skuteczności. Nawet reklamy do gazety pozyskiwał łatwiej niż etatowi akwizytorzy. A „Dziennik Wieczorny” w Bydgoszczy sprzedawał się wtedy w nakładach, których dziś mogłaby mu pozazdrościć „Gazeta Wyborcza”, licząc sprzedaż w całym kraju.
Te cechy – pracowitość, upór i skuteczność – przeniósł Jerzy Derenda do Towarzystwa Przyjaciół Miasta Bydgoszczy, gdy został jego prezesem. Materialnie ich dużym świadectwem jest odbudowany pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa – górująca nad ulicą Seminaryjną jedna z idee fixe prezesa Derendy. Małym zaś świadectwem – makieta zamku bydgoskiego przy ulicy Grodzkiej, pamiątka po niezrealizowanej idee fixe odbudowy tego zabytku.
Jerzy Derenda pod koniec maja przestanie być prezesem TMMB. Być może zostanie honorowym szefem towarzystwa. Następcy Derendy w fotelu urzędującego prezesa życzę takiego zapału i mrówczej aktywności, jaki wykazywał jego poprzednik. A że Pan Jurek zadowoli się wyłącznie honorowym uczestnictwem w pracach TMMB, mówiąc szczerze, nie wierzę.
