Pewna specjalistka od kotów kiedyś mi tłumaczyła, że dzikich zwierząt się nie dokarmia, ewentualnie w srogie zimy. Poza ekstremalnymi warunkami pogodowymi, wystawiając michy pełne karmy, robi się im krzywdę. Udomawia się je i w pewnym sensie rozleniwia, naraża na niebezpieczeństwo, zmusza do egzystencji w jednym miejscu, co nie jest zwyczajem kotów dzikich ani ich naturą.
Lepiej rozumiem koty, niż kogoś, kto niszczy budki i straszy panią z „Animals”. Co ten ktoś zrobi, gdy nerwy mu puszczą na dobre? Sięgnie po broń? Taka osoba jawi mi się jako ktoś dziki bardziej niż kot. Pewnie, że nie ze wszystkimi ludźmi idzie się dogadać, ale można znaleźć mediatora, zaprosić kogoś ze schroniska i wspólnie - spokojnie - zastanowić się, jak skierować uwagę kotków może na inne miejsce. Wyjść jest wiele.