Piję tu do pomysłu zamiany okolic pasów startowych w wielką farmę fotowoltaiczną. Zgodnie z najnowszymi planami, mogłaby ona mieć nawet 200 hektarów. Z pozoru ten biznesplan wygląda kusząco. Szmat ziemi wielkości przedwojennego majątku ziemianina leży odłogiem. Dlaczego więc nie miałby pracować na siebie i etaty portowych kapitanów?
Mnie jednak zastanawia, jak ta farma gigant współgrać będzie z planami stworzenia pod Bydgoszczą portu multimodalnego. Stacyjka kolejowa Emilianowo była już na tę okoliczność wizytowana przez kilku ministrów i w świat poszła wieść, że powstanie tam nie jakaś baza transportowa z kilkoma ginącymi w lesie magazynami, tylko poważne zaplecze dla portu morskiego w Gdyni i węzeł, na którym krzyżować się będą kolejowe i drogowe (po zakończeniu budowy ekspresówek S5 i S10) szlaki ze wschodu i południa Europy. Ba, nawet z Chin!
Kolejnym wzmocnieniem logistycznego potencjału portu multimodalnego pod Bydgoszczą ma być port rzeczny nad Wisłą, pomiędzy Bydgoszczą i Solcem. I wreszcie - do czego zmierzam - port lotniczy, który swą szansę ucieczki przed bankructwem ma znaleźć w rozwoju usługi cargo.
Plan to, zaiste, śmiały, ale bynajmniej nie baśniowy. Jednak by się ziścił, nie można go odkładać na lepsze, na przykład pocovidowe, czasy. Lepsze czasy mogą bowiem nadejść tylko dla tych, którzy w gorszych czasach nie siedzieli z założonymi rękami albo nie trwonili energii na marginalne przedsięwzięcia.
Zakładam zatem, że na terenie przyszłego portu multimodalnego w Emilianowie już wkrótce pojawią się buldożery. Co się zaś w tym czasie dziać będzie w porcie lotniczym? Będzie rósł las paneli - jeśli wreszcie zgodę na to da Ministerstwo Obrony Narodowej? A jeśli trzeba będzie rozwijać cargo i budować duże magazyny na towar, który zacznie spadać z nieba? To wtedy zdemontuje się las paneli i sprzeda za pół ceny jakimś bardziej obrotnym biznesmenom? Obawiam się, że na takie pytania z większym namysłem odpowiadają ci, którzy ryzykują własnym majątkiem, niż menedżerowie zawiadujący państwowym majątkiem. Ci ostatni w razie porażki najczęściej wracają na cichy i ciepły stołek w jakimś urzędzie. Wcześniej zaś ich głównym przedmiotem troski jest to, by nie uchybić jakiemuś paragrafowi i dlatego jak ognia boją się ryzyka w interesach.
Dla takich menedżerów w bydgoskim porcie lotniczym mam dobrą radę. 200 hektarów wokół pasów startowych bezpieczniej byłoby obsiać kukurydzą. W razie potrzeby łatwiej ją będzie zebrać i sprzedać niż panele fotowoltaiczne.
Łeb jak sklep do interesów ostatnio pokazali także szefowie Bydgoskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Tym razem piję do sprzedaży przez nich gruntów w Fordonie, przy ul. Bortnowskiego. BTBS sprzedał je prywatnemu deweloperowi, firmie HOME 4, za nieco ponad 1,5 miliona złotych. Z tej decyzji w BTBS tłumaczą się pilna potrzebą zastrzyku gotówki na zakup nieruchomości na Bocianowie, gdzie ma się ziścić priorytetowa inwestycja towarzystwa.
Sprzedaną przez BTBS działkę można teraz znaleźć w ofercie Biura Sprzedaży Grupy Moderator - grupy, która powiązana jest z firmą HOME 4. Aktualna cena działki to… prawie 2,5 miliona złotych. Jeśli znajdzie się na nią kupiec, HOME 4 zarobi na obu transakcjach prawie milion brutto. Sporo więcej niż połowę ceny zakupu działki od BTBS. Czy zatem BTBS bardziej nie opłacało się wziąć z banku kredyt pod zastaw działki, a potem spokojnie podjąć próbę jej sprzedaży z ceną ustaloną na podstawie rzeczywistej wartości rynkowej nieruchomości przy Bortnowskiego? Jeszcze raz wrócę do postawionego wcześniej pytania: czy tak zachowałby się przedsiębiorca, który obraca własnymi pieniędzmi?
