<!** Image 1 align=left alt="Image 30430" >W lipcu i w sierpniu na gazetowych stronach z reguły straszyły potwory z Loch Ness i kosmici z pól pszenicy. W tym roku jest inaczej i być może wkrótce zatęsknimy do starych straszydeł sezonu ogórkowego. Jeszcze pod koniec czerwca dopadły nas iście tropikalne upały i w ślad za nimi niezupełnie już tropikalna susza.
Teraz z kolei doświadczyliśmy długich dni w strugach deszczu. Istnieje zatem ryzyko, że to, co nie zdążyło na polach uschnąć lub spłonąć, utonie. Zresztą zagrożenie to, jak widać na przykład na Dolnym Śląsku, dotyczy nie tylko plonów. Jeszcze w suche dni można też było zaobserwować inne ciekawe zjawisko - nadzwyczajną aktywność wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. Ta jego uparta krzątanina owocowała coraz to większymi kwotami, jakie władza godziła się wydać na pomoc dla poszkodowanych rolników. Jeśli teraz do tego dojdzie finansowe wsparcie dla powodzian, to budżet państwa może groźnie zatrzeszczeć. Nie sądzę przy tym, by na krótko przed wyborami samorządowymi władza odważyła się pokazać poszkodowanym przez wielką wodę pustą kieszeń. Pomocna dłoń rządu będzie więc hojna, ale druga rozpocznie majstrowanie przy przepisach.
<!** reklama right>Obawiam się, że przy podatkach, bo te ruchy zwykle dają efekt szybki i obfity. Pierwsze drgnięcie tak jakbyśmy już obserwowali - myślę o nowych przepisach dotyczących prowadzenia jednoosobowej działalności gospodarczej. Nikt z uczonych w cyferkach nie potrafi, co prawda, wyjaśnić szczegółów tej operacji, ale jakoś trudno mi uwierzyć w wersję, że zmiany nie przysporzą korzyści budżetowi państwa, a jedynie podatnikom.
Obym się mylił, bo w przeciwnym wypadku wyszłoby na to, że z jednej strony zachęca się ludzi do przedsiębiorczości, by z drugiej strony tę zachętę szybciutko osłabić, uderzając odważnych albo niemających innego wyjścia niż samozatrudnienie (a takich jest coraz więcej) po kieszeni.