Jeszcze nie ma lata, a już wilgotność w lasach zbliża się do katastrofalnej granicy. Nadleśniczy mogą zakazać wchodzenia do lasów.
W poniedziałek wieczorem płonęły trzy ary terenu po wyrębie drzew w rejonach Osowej Góry. Spora grupa gapiów obserwowała akcję gaśniczą. Kilkanaście metrów dalej zaczyna się już duże osiedle domów jednorodzinnych.
- Pewnie znowu jakieś dzieciaki przyszły i podpaliły. Pewnie chciały zobaczyć strażaków w akcji. Dobrze, że ktoś szybko zobaczył, bo tutaj jest pełno gałęzi po wyrębie - komentuje jeden z mieszkańców bydgoskiej Osowej Góry.
<!** reklama>- Najczęstszą przyczyną pożarów są, niestety, podpalenia i nieumyślne zaprószenia ognia - mówi Agata Skoczek z Nadleśnictwa Żołędowo.
Od początku roku w lasach tego nadleśnictwa było 13 pożarów. W 2010 roku nadleśniczy Krzysztof Sztajborn zakaz wstępu do lasu ogłosił w lipcu. Teraz może podejmie taką decyzję znacznie wcześniej.
- Wilgotność w lesie wynosi 13 procent. Zbliżamy się do katastrofalnych 10 proc. - informuje Skoczek.
Podobnie jest też w innych nadleśnictwach.
- Sytuacja jest niebezpieczna, bo oprócz suszy mamy silny wiatr - dodaje Wojciech Jazyl z Nadleśnictwa Solec Kujawski.
Na szczęście, w tym roku leśnicy z Puszczy Bydgoskiej nie mieli zbyt często do czynienia z pożarami.
- Spłonął jeden ar poszycia - mówi Wojciech Jazyl.
Jak wylicza Tomasz Płaczkowski z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej od stycznia strażacy musieli gasić 62 pożary, głównie poszycia leśnego. Tylko na terenie powiatu były 23 pożary, a reszta w lasach miejskich Bydgoszczy. - Czyli tam, gdzie pojawia się najwięcej ludzi - mówi Tomasz Płaczkowski. - Dotychczas największy pożar mieliśmy 30 kwietnia w Pieniu w gminie Dąbrowa Chełmińska. Spłonął jeden hektar poszycia lasu. Ogień gasiło pięć zastępów straży.
Nadleśniczy uprawnieni są do ogłaszania zakazu wstępu. Miłośnicy spacerów w lesie mogą dowiedzieć się o zakazie na stronie internetowej nadleśnictwa. Ich pracownicy rozwieszają ogłoszenia na tablicach przy ważniejszych wejściach do lasów. Takie informacje trafiają do urzędów gmin, straży miejskiej, policji. Decyzja nadleśniczego nie ma umocowania prawnego, za wejście nie grozi nam mandat.
- Ale jeśli taka osoba do lasu wjedzie pojazdem mechanicznym, to wówczas możemy ukarać mandatem do 500 złotych - wyjaśnia Jan Fiederewicz, strażnik leśny z Solca Kujawskiego.