https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kto posmakuje Polski, już nie wraca

Małgorzata Oberlan
Zoja Usowa zaryzykowała wiele, by wyrwać się z Białorusi. Jako nauczycielka języków angielskiego i niemieckiego szybko przekonała się, że za Bugiem żyje się dużo lepiej, dlatego ściągnęła córkę, chce też, by w naszym regionie dorastał jej wnuk Jegor. Zoja należy do nielicznego grona Białorusinów, którym udało się zrealizować swoje marzenia o życiu w Polsce.

Zoja Usowa zaryzykowała wiele, by wyrwać się z Białorusi. Jako nauczycielka języków angielskiego i niemieckiego szybko przekonała się, że za Bugiem żyje się dużo lepiej, dlatego ściągnęła córkę, chce też, by w naszym regionie dorastał jej wnuk Jegor. Zoja należy do nielicznego grona Białorusinów, którym udało się zrealizować swoje marzenia o życiu w Polsce.

<!** Image 2 align=right alt="Image 116475" sub="Alona ma tytuł magistra psychologii, ale pracuje jako fryzjerka. W salonie urody na toruńskiej starówce ta 29-letnia Białorusinka przez rok dorobiła się sporego grona stałych klientek. / Fot. Paweł Wiśniewski">- Łatwiej u was o Japończyka czy Chińczyka - śmieje się Zoja. Prawda jednak zabawna nie jest. Z jej kraju wyjazd do Polski czy któregokolwiek z państw Unii Europejskiej graniczy z cudem. Praktycznie bez szans są ludzie młodzi i samotni. W przypadku zamężnych czy tych mających dzieci jest przynajmniej jakieś prawdopodobieństwo, że wrócą. Wolne meteory, mimo tygodni odstanych w kolejce do mińskiej ambasady, wizy nie dostaną. Bo nie. Bo „twoje miesto jest na Biełarusi!”

Ach, te polskie słodycze

Okrągła blondynka, której dzień jest szczelnie wypełniony od rana do wieczora. Uczy języków angielskiego i niemieckiego w podtoruńskiej Płużnicy. Poza szkołą ma jeszcze prywatne lekcje. Możemy pogadać między korepetycjami z z języka rosyjskiego, a wizytą u lekarza.

<!** reklama>- Dałaby mi pani 57 lat? - mruży oko Zoja Usowa. W zeszłym roku schudła siedemnaście kilogramów, w tym planuje zrzucić kolejne dziesięć. Wszystko przez polskie słodycze. - U was wciąż na kawę i ciastko zapraszają. Odmówić nie wypada, a jednego ciastka zjeść nie potrafiłam - przyznaje uczciwie. Wzięła się jednak za dietę i „kijki” (nordic walking) i - jak widać - są efekty. Bo Zoja jak już się na coś zdecyduje, to potem realizuje z żelazną konsekwencją.

Całe jej życie kręci się wokół języków. Zna angielski, niemiecki, rosyjski, białoruski, ukraiński i polski. W rodzinnym Bobrujsku pracowała jako tłumaczka w fabryce opon. Były interesy z Niemcami - tłumaczyła z niemieckiego, z Japończykami - z angielskiego. Gdy zagraniczne interesy kombinatu się skończyły, zaczęła uczyć. Najpierw w przedszkolu, potem w liceum i w prywatnej szkole wyższej.

<!** Image 3 align=left alt="Image 116475" sub="- W Polsce odmłodniałam - zapewnia 57-letnia Zoja Usowa z Bobrujska, dziś nauczycielka języków obcych w Płużnicy / Fot. Jacek Smarz">Jak trafiła do Polski? Płużnickie stowarzyszenie kobiet gościło delegację białoruską. Wójt zapytał, czy nie znają może nauczycielki angielskiego, chętnej pracować w jego gminie. Dotychczas miał kosztownych lektorów dojeżdżających z Torunia. Kiedy Zoja o tym usłyszała od koleżanki, szybko policzyła.

- Na trzech posadach wyciągałam 150 dolarów, a szkoła w Polsce od razu dawała mi trzy razy więcej. Córka Alona poszła na płatne studia w Moskwie i musiałam jej pomóc. Rachunek był prosty - wspomina.

Ja nie babuszka!

Gdy we wrześniu 2002 roku pojawiła się w Płużnicy, w torebce miała rozmówki polsko-rosyjskie. I tyle. - Nie znałam ani jednego polskiego słowa. Miesiąc musiał mi wystarczyć, by opanować podstawowe zwroty, umożliwiające porozumienie z dziećmi - dodaje. Dziś został jej tylko akcent.

Solidnie zapracowała na pochwały, których nie szczędzą jej rodzice. Wychodzący spod jej rąk uczniowie dostają się do najlepszych toruńskich gimnazjów, nawet do klas dwujęzycznych. Jej podstawowa zasada to „nie nudzić”. - Uczę dzieci w wieku od pięciu do kilkunastu lat. Do nich najłatwiej dotrzeć przez gry i zabawy, nie można pozwalać sobie na rutynę - podkreśla.

Przepisy nie są łaskawe ani dla Zoi, ani dla innych gości zza wschodniej granicy. Po siedmiu latach Białorusinka wciąż ma kartę pobytu czasowego, stara się o status rezydenta Unii Europejskiej. A to oznacza konieczność gromadzenia całych stosów zaświadczeń, wypisów, podpisów. Wszystko w kilku kopiach. Zoja Usowa obrosła już w akta, niczym małe archiwum.

<!** Image 4 align=right alt="Image 116475" sub="Białorusini Dima Verstak i Wiaczesław (Sława) Zamara grają w toruńskiej Elanie od ośmiu miesięcy / Fot. Jacek Smarz">- Nie widzę już dla siebie przyszłości na Białorusi. Przyjechała tu moja córka, Alona. Marzę też o tym, by w Polsce mógł dorastać wnuczek Jegor, który został z synem w Mińsku - wyznaje Zoja. - W Polsce zaczęłam swoje drugie życie. Gdy ostatni raz byłam w Bobrujsku i przyjrzałam się swoim rówieśniczkom, złapałam się na myśli: „jakie z nich babuszki”. A ja odmłodniałam...

Drugie wcielenie pani psycholog

Alona ma tytuł magistra psychologii i dryg do stylizacji. W salonie urody na toruńskiej starówce przez rok dorobiła się sporego grona stałych klientek. - Ja do pani Alony - życzą sobie i już. Białorusinka jest na bieżąco w najmodniejszych trendach, a poza tym „ma podejście do klientów”, jak zapewnia właścicielka salonu.

- Psychologia pomaga w każdej dziedzinie - mówi 29-letnia brunetka, którą torunianie najczęściej biorą za Ukrainkę. Lubi to, co robi i nie leje łez na dyplom. Więcej. Swoją przyszłość wiąże właśnie z fryzjerstwem i wizażem. Powrotu na Białoruś sobie nie wyobraża, ale brakuje jej kontaktu z rodakami. Telewizyjne relacje z koncertów typu „Solidarni z Białorusią” stwarzają pewną iluzję. Widzom wydaje się, że „ci Białorusini” gdzieś tu są, obok nas, i to w całkiem sporej liczbie.

- Możliwe, że mieszka ich więcej w Warszawie albo innych dużych miastach. Moim znajomym z kraju nie udało się jednak wyjechać. A mnie nie udało się spotkać innych Białorusinów w Toruniu czy Bydgoszczy. No, poza nielicznymi wyjątkami - mówi Alona. Szczerze cieszy się z wiadomości, że w toruńskiej drużynie piłkarskiej gra dwóch jej rodaków.

- Proszę podać, gdzie pracuję. Niech przyjdą - zaprasza. Obiecuje, że zrobi draniki, czyli placki ziemniaczane nadziewane mięsem, za którymi tęskni Dimitrij Verstak.

Marzenia o stadionach Europy

28-letni Dima Verstak i 20-letni Wiaczesław (Sława) Zamara grają w toruńskiej Elanie od ośmiu miesięcy. Dla obu jest to pierwszy kontrakt w zagranicznym klubie. Starszy z piłkarzy pochodzi z Grodna, młodszy - ze Smorgoni, kilkudziesięciotysięcznego miasta w obwodzie grodzieńskim.

Największym zaskoczeniem jest dla nich religijność Polaków. Dima osobiście nigdy w kościele nie był i się do niego nie wybiera („Nie chcesz zajrzeć chociaż z ciekawości? - Nie”). Docenia jednak piękno gotyckich świątyń w Toruniu i liczbę wiernych.

- Na Białorusi prawosławni do cerkwi chodzą od święta. Tak regularnie, co niedzielę, to już chyba tylko starsi ludzie. W szkołach nie uczy się religii - wyjaśnia. - Za to u nas w niedzielę pracują normalnie wszystkie sklepy, restauracje, a u was - tylko niektóre.

Sława na razie więcej po polsku rozumie, niż może powiedzieć. Gdyby był teraz u siebie, pewnie szedłby z krewnymi na cmentarz.

- Zostawić zmarłym z rodziny słodycze, chleb, nalać po kieliszku - objaśniają chłopacy. Niestety, teraz najważniejszy jest dla nich terminarz rozgrywek ligowych. A ten, co oczywiste, Paschy (prawosławnej Wielkanocy) nie uwzględnia.

Motywacje piłkarzy, szukających szczęścia w Polsce, trochę różnią się od motywacji innych Białorusinów. Oczywiście, i dla nich liczy się możliwość zarobienia przyzwoitych pieniędzy. Jeśli los zechce jednak, gra w polskiej lidze może okazać się oknem na świat. Z białoruskiego boiska wyraźnie dalej jest do Europy. Choćby murawa była najzieleńsza, a trybuny najliczniejsze, prawdopodobieństwo, że mecz obejrzy menedżer zachodniego klubu jest bliskie zeru. A w Polsce ktoś może cię zauważyć, dać szansę. Szczególnie liczy na to Sława, którego piłkarska kariera dopiero się zaczyna.

W toruńskiej drużynie Białorusinów chwalą. Dima jest czołowym strzelcem Elany (6 bramek od sierpnia), Sława go goni (4). Codzienność chłopaków kręci się od treningu do meczu, z przerwą na obiad w stołówce ZUS-u. Jedzenie raczej dobre. - Tylko te zupy macie jakieś takie. No, za gęste - wyłuszcza Sława. Dużo oddałby za talerz prawdziwego barszczu czy kapuśniaku. A prawdziwy, jak wiadomo, gotują na Białorusi.

Szare miasta, zamknięte granice

Niewesoło opowiadać o drożyźnie na Białorusi („ceny europejskie, a płace bardzo niskie”), o szarzyźnie miast, zamkniętych granicach. - Jak się posmakuje Polski, nie chce się wracać. Jakość życia inna - mówi Alona.

Zoja docenia supermarkety i promocje. - U nas kiełbasa może już być zielona, a jej nie przecenią - macha ręką. Szybkich zmian swojej ojczyźnie nie wróży. - Wnuk Jegorek będzie mieszkać w Polsce - postanowiła.

Wybrane dla Ciebie

Marzenia o awansie trzeba odłożyć. Enea Abramczyk Astoria przegrała piąty mecz

Marzenia o awansie trzeba odłożyć. Enea Abramczyk Astoria przegrała piąty mecz

Bydgoszcz kulinarną stolicą świata. Festiwal smaków na Wyspie Młyńskiej - zdjęcia

Bydgoszcz kulinarną stolicą świata. Festiwal smaków na Wyspie Młyńskiej - zdjęcia

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski