Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmory polskiej szkoły

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Specjalistycznych publikacji na temat polskiej oświaty powstało i zapewne powstanie jeszcze wiele. Oczywiście, ich rola jest nie do przecenienia, ale czy codzienne bolączki dziecka, rodzica i belfra nie zasługują na uwagę? Zasługują! Szkoła to ich wspólne doświadczenie. Momentami opresyjne, o czym zechcieli nam opowiedzieć.

Specjalistycznych publikacji na temat polskiej oświaty powstało i zapewne powstanie jeszcze wiele. Oczywiście, ich rola jest nie do przecenienia, ale czy codzienne bolączki dziecka, rodzica i belfra nie zasługują na uwagę? Zasługują! Szkoła to ich wspólne doświadczenie. Momentami opresyjne, o czym zechcieli nam opowiedzieć.

<!** Image 2 align=none alt="Image 220340" sub="Wiedza jest ciężka. Przekonują się o tym już najmłodsi. Według zaleceń sanepidu, waga szkolnego plecaka nie powinna przekraczać 10 procent wagi ciała ucznia. Ale takie proporcje zdarzają się rzadko... Na zdjęciu: we wtorek wagę swojego tornistra sprawdzał m.in. Witold Brunka, uczeń SP nr 62 w Bydgoszczy.
fot. Tomasz Czachorowski">

Ja, uczeń podstawówki

Wiedza ma swoją wagę - dzieciaki przekonują się o tym już na starcie edukacji.

Julia, lat 7. - Jest mi ciężko, bo tornister jest ciężki. Mam w nim książki, zeszyty, piórnik, blok techniczny i papierów kolorowych, kanapki i sok „Kubuś”. Trampki i strój na WF noszę w worku.

Mama Julii: - Córka mierzy 130 cm i waży niecałe 26 kg. Ważyłam jej tornister na wadze łazienkowej. Wyszło 7,5 kg. Julia poszła do tej samej podstawówki, do której chodzi jej starszy brat. Od lat nic się tam nie zmienia. O szafkach tylko się mówi. Kiedy tylko możemy, wraz z mężem nosimy córce ten naukowy bagaż.

Zdobywanie wiedzy łączy się czasem z niewiarygodnym wysiłkiem intelektualnym. Tomasz, lat 12, uczeń klasy VI szkoły podstawowej: - Znów mam w planie jednego dnia język angielski, a zaraz po nim niemiecki. Wszystko mi się kręci.

Antonina, lat 12, uczennica tej samej klasy: - Najbardziej boję się matematyki. Nasza pani, jak ktoś czegoś nie potrafi, wywołuje na środek klasy i wyśmiewa się. W zeszłym roku zagrożona z matematyki była prawie połowa klasy. Pani powiedziała, że jesteśmy baranami i przygłupami, i że nawet do sprzątania ulic nas nie zatrudnią. To dobrze, bo ja nie chcę sprzątać. W przyszłości chciałabym zostać fryzjerką.

Zmory uczniów podstawówki coraz częściej dotyczą też lekcji wychowania fizycznego. I nie chodzi tu bynajmniej o strach przed skokiem przez kozła, ale przed... nudą. Tomasz: - Bo ile można grać w dwa ognie?

Gimbaza - etap newralgiczny

Co do tego nie mają wątpliwości ani uczniowie, ani rodzice i nauczyciele. Gimnazjum to jest dopiero szkoła życia!

Mateusz, lat 14, II klasa gimazjalna: - Naukę ogarniam, ale denerwuje mnie, że w szkole nie można wyrażać własnego zdania (u nas jedyną lekcją, na której można dyskutować, jest fizyka, ale akurat w przypadku tego przedmiotu mało kto wyrywa się do zabrania głosu). W pierwszej klasie dostałem kilka uwag za dyskutowanie z nauczycielami i mama musiała przyjść do wychowawczyni. Nie dyskutowałem w tym sensie, że nie chcę czegoś zrobić, ale na przykład pytałem panią od chemii, dlaczego sedymentacji, dekantacji i destylacji uczymy się na pamięć, a nie doświadczalnie. Powiedziała, że jestem niegrzeczny. Lubię chemię, ale na koniec roku groziła mi ocena dostateczna.

Aneta, lat 15, III klasa gimnazjum: - Cały czas tylko mówią nam o testach, cały czas uczymy się do testów. To jest bardzo stresujące. Denerwują mnie już same testy próbne. Oprócz tego szkoła jest po prostu nudna. W zeszłym roku dwa razy zasnęłam na geografii, raz dostałam za to uwagę. Nudna jest też większość lektur i mało kto je czyta (mamy skróty i streszczenia). Nad „Syzyfowymi pracami” Stefana Żeromskiego nikt z naszej klasy się pochylił. Lubię czytać, ale nie lektury szkolne. Odnośnie książek to niesprawiedliwe jeszcze wydaje mi się to, że mamy plusy (liczą się do oceny z zachowania) za liczbę książek wypożyczonych z bilblioteki. A ja czytam na okrągło, ale książki ściągnięte z Internetu.

Dominika, lat 16, I klasa liceum: - Cieszę się, że gimnazjum mam już za sobą. Chyba nic gorszego mnie już w życiu nie spotka. W klasie rządziła banda dziewczyn, dla których liczyły się tylko ciuchy, gadżety i solarka. Jedna wylądowała w ośrodku wychowawczym. Stan umysłu: typowa „gimbaza”. Po pierwszych dniach w liceum wiem już przynajmniej tyle, że nie jestem w klasie jedyną osobą, która czyta książki.

Belfer: Czy szkoła jest do lubienia?

Pani Maria, historyczka z blisko 20-letnim doświadczeniem, obecnie uczy gimnazjalistów: - Czy polska szkoła da się lubić? Nie jestem pewna, czy to pytanie jest właściwie postawione. Pewnie reprezentuję archaiczny dziś pogląd, ale szkoła po pierwsze ma uczyć i wychowywać (w tym drugim wspierając rodzinę, ale jej nie wyręczając). Kwestia lubienia bądź nielubienia nie jest pierwszoplanowa. Z pewnością nie służy nauczaniu i wychowywaniu zły klimat, panujący wśród pedagogów, zagrożonych zwolnieniem. Nie pomaga też postawa tych rodziców, którzy nie kryją braku szacunku dla szkoły i nauczycieli, i takie wzorce przekazują dzieciom. Z jednej strony obserwuję brak współpracy ze strony wielu rodziców. Z drugiej strony to oni najczęściej oczekują, że weźmiemy pełną odpowiedzialność za wychowanie ich dzieci. Cedowanie odpowiedzialności za wszelkie porażki edukacyjne i wychowawcze na szkołę to dziś prawie norma. Bo rodzice są przecież dziś tacy zapracowani... Nie to co zrelaksowani nauczyciele, pracujący tylko po kilka godzinek dziennie, byczący się rzekomo przez dwa miesiące letnich wakacji (tych, którzy chcą się dowiedzieć, jak jest faktycznie, zapraszam do szkoły już w lipcu) i tak dalej. W naszej codziennej pracy wiele zależy od dyrektorów szkół, ale i oni niektórych spraw nie przeskoczą. Jako nauczyciele jesteśmy oceniani przez pryzmat dokumentacji, a szkoły gonią za wynikami statystycznymi.

Po owocach poznacie...

Pan Karol, były dyrektor gimnazjum: - O absurdach w oświacie mógłbym długo, ale może skupię się na badaniu EWD w gimnazjach. EWD, czyli Edukacyjna Wartość Dodana, ma być wskaźnikiem efektywności nauczania jako tzw. miara postępu. W przypadku gimnazjum miarą na wejściu są wyniki testu uczniów klasy VI szkoły podstawowej, a miarą na wyjściu - wyniki egzaminu gimnazjalnego. Jeśli w gimnzajum, którym kierowałem, większość dzieci była z rejonu (tzw. trudna dzielnica), a egzaminu gimnazjalnego nie można nie zdać (wystarczy podejść), to takie badanie EWD nie tylko nie ma specjalnego sensu, ale jest wręcz krzywdzące dla szkoły.

<!** reklama>

Pani Anna, nauczyciel akademicki z ponad 20-letnim stażem: - Słabość polskiej szkoły oceniam po owocach, czyli absolwentach, którzy przychodzą do nas studiować. Z roku na rok obniża się drastycznie poziom czytelnictwa młodzieży oraz stan tzw. wiedzy ogólnej. Nawet studenci polonistyki czytają mało, pomijając chlubne wyjątki. Jeśli czytają, to literaturę popularną. np. książki Małgorzaty Kalicińskiej. Ogromne braki mają jeśli chodzi o historię. Powstanie listopadowe to dla wielu to samo, co powstanie warszawskie...

Rodzic: Dużo to kosztuje

Pan Piotr, ojciec licealisty: - Programy nauczania są przeładowane, godzin niewiele, odwoływanych lekcji za to bardzo wiele. Syn kolejny rok korzystać będzie z korepetycji z matematyki i chemii. Nauczycielka pierwszego przedmiotu wprost zasugerowała nam takie rozwiązanie. Pomijając koszt podręczników szkolnych, ubezpieczeń, składek na rady rodziców, ksero i dziesiątki innych rzeczy, edukacja kosztuje, bo nie można polegać tylko na szkole. Edukację traktuję jako najlepszą z możliwych inwestycji, bo w dziecko, ale wolałbym płacić za podnoszenie umiejętności syna, a nie wyręczać szkołę. W ubiegłym roku szkolnym syn chyba więcej lekcji matematyki nie miał niż miał. Na koniec drobiazg: Dlaczego usprawiedliwienia nieobecności dziecka w szkole nie mogę przesłać mailem?

Wywiadówka, czyli pole minowe

Osobny temat do narzekań rodziców stanowią wywiadówki. Powiedzmy sobie szczerze - nieliczni zmierzają na nie z radością. Okazuje się, że byłoby zdecydowanie sympatyczniej, gdyby nie kilka drobiazgów.

Pani Teresa, matka gimnazjalisty: - Nie wiem, co sądzi o życiu zawodowym rodziców wychowawczyni klasy mojego syna, ale wszystko wskazuje na to, że uważa nas za osoby bezrobotne. Organizowanie zebrań dla rodziców o godz. 16 uważam za skandaliczne! Nawet jeśli ktoś jest urzędnikiem i pracuje do godz. 15.30, to i tak ma problem z dotarciem na czas. Wychowawczyni godzinę ustala „pod siebie”. Ona kończy lekcje o 15.20, więc wychodzi z założenia, że nie będzie czekać na rodziców do godz. 17. Dziwię się, że dyrekcja szkoły to toleruje. I jeszcze taki szczegół: Czy naprawdę dużo wysiłku wymaga ustawienie ławeczek na szkolnym holu w trakcie tzw. konsultacji rodziców z nauczycielami? Stanie w kolejkach pod drzwiami klas jest nie tylko męczące po całym dniu pracy, ale i pokazuje, jak szkoła traktuje rodziców.

Pani Grażyna, matka gimnazjalistki: - Ponieważ córka uczy się bardzo dobrze, na wywiadówkach czuję się zbędna. Większość czasu i uwagi wychowawczyni poświęca uczniom z trudnościami w nauce i sprawiającymi kłopoty wychowawcze. Do tego prawie na każde zebranie rodziców się spóźnia. Moja praca też polega na kontaktach z ludźmi. Już dawno straciłabym ją, gdybym tak spóźniała się na spotkania z klientami.

* * *

Szkoła jest dla nas ważna. Aż 82 proc. badanych uważa, że w Polsce warto się uczyć i zdobywać wykształcenie (badanie OBOP w czerwcu br.). Niepokoić może tylko fakt, że przez ostatnie sześć lat odsetek respondentów, którzy podają to stwierdzenie w wątpliwość, wzrósł z 5 do 16 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!