<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Znacie takich facetów jak Cesar? Jasne, każdy zna. Zresztą nie tylko facetów, panie też... Każdy z nas może wskazać bez problemu takich ludzi - z wiecznymi pretensjami do świata, permanentnie skrzywionych i nieszczęśliwych, narzekających i postękujących. Tak naprawdę ożywiających się tylko wtedy, kiedy jakiemuś bliźniemu powinie się noga. Bo przecież nic tak nie cieszy jak nieszczęście bliźniego - wtedy można podleczyć sobie nastrój i zmniejszyć poczucie niespełnienia. Oczywiście, nie wszyscy leczą swoje wydumane nieszczęście tak ekstremalnie jak Cesar, bohater „Słodkich snów”. Wielu po prostu codziennie zatruwa życie komu tylko może.<!** reklama>
Film „Słodkich snów” reklamowany jest trochę bez sensu jako thriller wymieszany z horrorem, pewnie dlatego, że film zmajstrował hiszpański mistrz gatunku, Jaume Balaguero. Pan Jaume rozpieszczany jest jak świat długi i szeroki za „(REC)”, „Ciemność” i „Bezimiennych”, ale tym razem postanowił pokazać, że potrafi nie tylko straszyć, ale też opowiadać o tym, co ludzie mają w głowach. I choć pewnie Balaguero nigdy nie awansuje na fachmana od dramatu psychologicznego, to „Słodkich snów” jest próbą całkiem, całkiem.
No, może za szybko główny heros filmu robi się dla nas tak oczywisty. Bo na dobrą sprawę na początku nie wiemy, co o nim sądzić. Najpierw poznajemy jego samotność i „przezroczystość” dla otaczających go ludzi sukcesu, dla których nie znaczy więcej niż doniczkowy kwiat. Nie wiemy, czy więcej w nim pozytywnych uczuć, które okazuje cokolwiek dziwacznie, czy też wręcz przeciwnie - jest w nim samo zło i niegodziwość. I musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to świat go w to zło wpędza, czy też odwrotnie, to wrodzona wredota sprawia, że mężczyzna ma tak ponure deficyty w kontaktach z innymi.
Jedno na pewno się reżyserowi udało - Cesar nie jest dla nas potworem wyrwanym z komiksu, który biega i wywija nożem. To człowiek z krwi i kości. A do tego w pewnym sensie jego oczami patrzymy na to, co się dzieje. To z kolei sprawia, że jesteśmy sobie w stanie wytłumaczyć, dlaczego robi to, co robi. I im bardziej to rozumiemy, tym bardziej wydaje nam się przerażający.
Oglądamy opowieść o dozorcy w luksusowym apartamentowcu, który dla ratowania własnego samopoczucia robi bliźnim, co im niemiłe. Byle tylko wpędzić ich w świat takich jak on, zgorzkniałych wiecznych smutasów. I zwykle mu się to udaje, tylko z jedną lokatorką ma problem. To dziewczę z niezwykle pozytywnym stosunkiem do świata, jedna z tych kobietek, które we wszystkim znajdą fajną stronę. Dozorca zaczyna mieć na jej punkcie obsesję, odwiedza ją, kiedy dziewczyna śpi. A my wraz z nim czekamy, czy uda mu się zetrzeć uśmiech z twarzy dziewczyny na wieki wieków. I jesteśmy wdzięczni losowi, że mieszkamy w domu bez dozorcy.
Cesar sporą część życia spędza przy radiu. Ma tam swoją ulubioną audycję, do której dzwonią wyżalać się różni samotnicy i nieszczęśnicy. Tworzą jakąś ponurą wspólnotę ludzi, którym dzięki problemom innych jest łatwiej. Cóż, my też znamy takie audycje, sporo ich w mediach. Pewnie gdzieś tam dojrzewa więc też nasz swojski, szaroprzezroczysty Cesar.