Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krótka wycieczka do piekła

Redakcja
Podobno najlepiej żyje się w państwie, w którym dobrym jest dobrze, a złym źle. Problem jest jednak z reguły z tymi bardzo złymi.

Bo żeby im było bardzo źle, to państwo prawa musi się zdrowo nagimnastykować. I zwykle wychodzi na to, że ci dobrzy, robią się od tego gimnastykowania jakby nieco gorsi... “Sicario” to dramat sensacyjny o akcji amerykańskich służb najróżniejszych, mającej rozbić kartel narkotykowy z Juarez. Wróg jest właśnie bardzo, bardzo zły, tak jak tylko człowiek potrafi być, więc metody, jakie trzeba zastosować, też do tych dobrych nie należą.

“Sicario” po pierwszych minutach wydaje nam się produkcją oczywistą do bólu. Ot, kartel, meksykańskie okrucieństwo, dzielna policjantka. Po pierwszym kwadransie okazuje się, że tak naprawdę, to nie wiemy nic. I w coraz gęstszej atmosferze, razem z główną bohaterką, próbujemy zorientować się, kto szczuje i co jest grane. Nie tylko w odniesieniu do samej rozgrywki z kartelem - w gruncie rzeczy prostymi okrutnikami, korumpującymi i zastraszającymi kogo można - ale i co do samej specgrupy.

A tu sytuacja jest ciekawa. Dołączona do oddziału parka z FBI to funkcjonariusze państwa prawa, którzy zapuszczają się na nieznane sobie pola - na których żadne reguły nie obowiązują żadnej ze stron. Specgrupa dowodzona przez konsultanta z CIA torturuje, nielegalnie śmiga przez granicę, wszelkie skrupuły ma za nic, a służbistów z FBI uważa za palantów. - Uważaj, widziałem takich facetów w Iraku - powie o szefie operacji policjant-prawnik. To ta Ameryka, która rozpycha się łokciami i wali w łeb, nie dbając o moralne dylematy. Z drugiej strony czasami jednak ta kowbojska Ameryka jest skuteczna - i to tam, gdzie państwo prawa rady nie daje.

Tak więc poznajemy dwoje agentów, przydzielonych do specoperacji, której szefem jest wesołkowaty typek. Pomaga mu dosyć tajemniczy latynoski kiler, były prokurator. Przeciwnik, którego mają dopaść, to narkotykowy baron. Film jest uroczo skonstruowany, bo razem z główną bohaterką staramy się dociec, w jakim celu w ogóle przydzielono ją do oddziału i wysłano do piekła, które zresztą pokazywane jest kapitalnie. Ponad dwie godziny błądzimy więc w mroku. A to ma swój smak.

“Sicario” aż błyszczy od uznanych aktorskich gwiazd. Ale bądźmy szczerzy, i znakomita Emily Blunt, i Josh Brolin w kapitalnej formie, jakby nieco bledli, kiedy na ekranie pojawia się Benicio del Toro. Bo Del Toro już tak ma, że całkowicie kradnie naszą uwagę. I mam wrażenie, że im jest starszy, tym kradnie coraz lepiej.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!