Nie można powiedzieć, że pomysł kolejki linowej w Bydgoszczy rodzi się w bólach. Płód został bowiem spędzony w pierwszych tygodniach ciąży. Prezydent Bruski ukłuł embriona zarzutem, że nie spełnia wymogów formalnych, a komentator „Expressu” w środę dobił go złotą myślą: „Bydgoszcz to nie Paryż, dachami turystów nie zachwycimy”.
Przeczytaj także: Budowa metra w Bydgoszczy
Wychodzi na to, że jestem mężczyzną bardziej romantycznym (zwłaszcza po paru głębszych) od prezydenta służbisty i komentatora pragmatyka. Na przykład z mojego dzieciństwa na obrzeżach Śląska mniej zapamiętałem szyby kopalni czy kominy hut i elektrowni, a bardziej Elkę - kolejkę linową, którą już za Gomułki można było przemieszczać się nad rekreacyjnym kompleksem na pograniczu Katowic i Chorzowa. Najdłuższa trasa - ze Stadionu Śląskiego do Wesołego Miasteczka - liczyła 2210 metrów i pokonywało się ją w 23 minuty. To była jazda!
Pozwolę więc sobie nie zgodzić się z opinią, że budowa kolejki linowej w mieście to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Mam wrażenie, że jej wkład w promowanie Bydgoszczy byłby bardziej wymierny niż organizowanie bydgoskich stoisk na targach turystycznych, na których często wypadamy jak ubogi krewny, sąsiadując z eleganckimi pawilonami bogatszych miast i regionów.
Nie zgadzam się też ze stwierdzeniem, że dachami Bydgoszcz turystów nie zachwyci. Kto tak twierdzi, nigdy chyba nie przystanął w słoneczny dzień na południowej skarpie i nie spojrzał z Wyżyn czy Szwederowa w stronę starówki. Zgoda, nie jest to Paryż, ale oko cieszy. I dlatego jest to lepszy pomysł na trasę niż dyskutowane przed sześcioma laty linowe połączenie centrum z dworcami PKP i PKS. Poza wrażeniami widokowymi liczy się fakt, że podróżując wzdłuż skarpy, omijamy najbardziej zakorkowane miejsca, nad którymi unoszą się wyziewy z rur wydechowych. A zamiast rzeki, mamy do pokonania głęboki i na swój sposób malowniczy wąwóz, w którym biegnie ul. Kujawska. Liczykrupy, które załamują ręce, słysząc o 12 milionach, które miałaby kosztować kolejka, uświadamiam, że jest to 1/150 rocznych wydatków miasta i 1/50 kosztów budowy spalarni śmieci.
Zobacz także: https://expressbydgoski.pl/najwazniejsze-inwestycje-2017-roku-w-bydgoszczy/ar/11463234
Zastanawia mnie natomiast śmiała decyzja nowych właścicieli terenu po Torbydzie. Podejrzewałem, że pójdą w handlowo-usługowy biznes, który uzupełniałby ofertę Focus Malla. I owszem, mają takie plany. Jednak więcej miejsca zajmą budynki mieszkalne. Co ciekawe, powstaną w nich klitki o powierzchni od 33 do 40 metrów, których modelowymi nabywcami mają być studenci. Bardzom ciekaw, czy pomysł chwyci. O rzut beretem od tego miejsca, na Łużyckiej, stoją bowiem naprzeciwko siebie dwa spore akademiki UKW. A równie blisko jest wypasiony akademik Collegium Medicum.
Nie sąsiedztwo wydaje mi się jednak najważniejsze. Studenci, wiadomo, sami nie kupują mieszkań. Fundują je im rodzice. Zainteresowanie mieszkaniowa ofertą w budynkach na terenie po Torbydzie będzie więc dla mnie papierkiem lakmusowym sytuacji materialnej polskiej klasy średniej. A dokładniej: niższej klasy średniej - bo mam wrażenie, że przede wszystkim tacy ludzie wysyłają dzieci na studia do Bydgoszczy. Nie ukrywam, że mam obawy, czy deweloper zarobi na minimieszkaniach. Obym się mylił.
